United States or Peru ? Vote for the TOP Country of the Week !


Potem szedł do kuchni i znajdował tam w cienistym kącie wiaderko z wodą, krążek cichego, czujnego zwierciadła, które nań tam czekało jedyna żywa i wiedząca istota w tym pustym mieszkaniu. Nalewał do miednicy wody i kosztował skórą jej młodej i odstałej, słodkawej mokrości. Długo i starannie robił toaletę, nie spiesząc się i włączając pauzy między poszczególne manipulacje.

Czemprędzej udzielono mu żądanych przedmiotów i Kundel ostentacyjnie wycierał teraz nos w olbrzymie kolorowe fulary, które zawsze wyglądały mu ze wszystkich kieszeni ubrania.

Czyż nie dbała o jego wygody, czyż nie dawała mu dowodów uległości, czyż nie obdarzyła go dwojgiem dzieci, które od lat ośmiu krzykiem, i kłótniami dziecięcemi zapoznawały go z rozkoszami ojcostwa? Myśl o dzieciach przywiodła mu na pamięć, że obiecał był wcześniej do domu powrócić i po obiedzie z rodziną udać się do pobliskiego lasu.

Nawet te zbiory wierszy dźwięcznych, pieszczonych, w które wkładał cały swój kunszt wytworny i subtelny, cały talent i miłość poety, tylko pogardliwą litość w nim budziły.

W jednym z kątów żółcił się duży makartowski bukiet, smutny, przypruszony pyłem, z lasem aksamitnych szyszek, sterczących wśród pęku traw połamanych. Niefroterowana, trochę brudna podłoga, pokryta zniszczonym dywanem, wystawała jasnemi plamami koło progów i okien, które krzywo zagłębiając znaczyły się wystającemi z po za białych zasłon blaszanemi rynienkami do zbierania rosy.

U stóp jej, mały piesek szczeka teraz groźnie, poszczuty przez dzieci które z przekorną ciekawością przypatrują się ulicznej włóczędze, w zmroku się słaniającej. Czatowała na niego teraz po nocy, pod parkanami, gdy wracał z roboty lub od Burbów, z czapką przechyloną na bakier i miną junacką rozwiniętego prawidłowo mężczyzny.

Wówczas pogrążał się pozornie jeszcze bardziej w pracę, liczył i sumował, bojąc się zdradzić ten gniew, który w nim wzbierał, i walcząc z pokusą, żeby z nagłym krzykiem nie rzucić się na oślep za siebie i nie pochwycić pełnych garści tych kędzierzawych arabesek, tych pęków oczu i uszu, które noc wyroiła ze siebie i które rosły i zwielokrotniały się, wymajaczając coraz nowe pędy i odnogi z macierzystego pępka ciemności.

Nie kryły go obsłony złociste, utkane z pozorów, zdolności osobistych, rozumu, energii, czynu, bezinteresownego poświęcenia dla drugich, szlachetności i wielu innych przymiotów, w które, jak w śnieżną, lamowaną purpurą, togę patrycyusza przed ludźmi, przed światem, stroił się prezes Dzierżymirski...

Jeżeli wygram... Tak cicho, abym sam siebie nie słyszał, szepcę czasem słowa, które wtedy na usta mi wystrzelą. Może jakaś nowa moc, wielkość zrodzi się we mnie, krwią i ciałem nasyci me widmo, i stworzy, i przywoła do życia. Może ona jest życiem i dla tego bez niej zewsząd jest tylko trwoga, rozpacz i śmierć. Więc trzeba działać, bo lepszy jest zły czyn od najpiękniejszego marzenia.

A może naprawdę nie było już miasta i rynku, a wicher i noc otaczały nasz dom tylko ciemnymi kulisami, pełnymi wycia, świstu i jęków. Może nie było wcale tych ogromnych i żałosnych przestrzeni, które nam wicher sugerował, może nie było wcale tych opłakanych labiryntów, tych wielookiennych traktów i korytarzy, na których grał wicher, jak na długich czarnych fletach.

Słowo Dnia

krtań

Inni Szukają