United States or British Virgin Islands ? Vote for the TOP Country of the Week !


Ola z lubością wciągnęła w piersi oddech wiosennej nocy, poczem rzekła: Ach, jak przyjemnie... czujesz, Romciu? Co za miły i świeży powiew!..

W gmachu milczenie i jakby uroczysty powiew jakiś potęgi niewidzialnej i grozy objął Romana natychmiast. Cichym tylko szmerem rozlegały się tu kroki kilkunastu osób... Na dole, w szerokiem, na kształt basenu, pogłębieniu, drzemał olbrzymi sarkofag, z ceglasto wiśniowego marmuru... Dzierżymirski zbliżył się do balustrady grobowca, i stanął smutny, cichy...

Pokraśniałe, czerwono-złote dzikiego wina liście, pnące się po białych ścianach gowartowskiego dworu, zaglądają przez otwarte okno do małego gabinetu, obitego kirem, a ruszane z lekka wietrzykiem, kołyszą się w promieniach jesiennego słońca, powiew zaś zefiru delikatnym dreszczem przebiega również po rzędzie żółtawych u świec płomyków, palących się wokoło katafalku, ginącego w zieleni cieplarnianych kwiatów.

Przez wpółprzymknięte okno powiew jej, łącznie z głuchym gwarem ulic wielkiego miasta, wdzierał się do umeblowanego poważnie, obszernego gabinetu, gdzie przy biurku okazałem, a zarzuconem papierami, listami, księgami i pismami, siedział Roman Dzierżymirski i słuchał mówiącego coś do niego młodego mężczyzny.

Olka chwile te pamiętała dokładnie. Gdy po nocy, spędzonej w knajpie, z głową ciężką i ustami spieczonemi, wracała do swej nory cieplejszy powiew wiatru budził w niej myśl jedną. A gdyby tak wrócić na Żółkiewskie! Ba lecz ojciec! Ojca bała się jak ognia. Wiedziała, szukać jej nie będzie, lecz gdyby mu pod oczy podlazła!...

Dzierżymirski, z zadowoleniem, wciągał wciąż w piersi zdrowy powiew, płynący z dali, wypuszczając zarazem z ust małe obłoczki niebieskawego dymu. Obecnie chwilowo, był on zupełnie szczęśliwym!

Powonienie jej podrażnił wyraźny zapach polnego kwiecia, ziół i bodjaków, w uszach zabrzmiała melodya cicha szumiących borów, kołyszącego się miarowo stepu smętna rodzinna Ukraina, z poza setek mil, ogarnęła tu, pod włoskiem niebem, poczuła, zda się, powiew jej, tęsknoty pełny, do uszu zaś doleciało jakby ginące echo żałosnej dumki, śpiewanej nieuczonym głosem mołodycy...

I od tego rozpędzonego, barwnego, poruszanego jakby tajną jakąś sprężyną tłumu, bił na Krasnostawskiego świeży, bo odzwyczajeniem dłuższem starty, urok; nozdrza grać mu poczęły, wchłaniał w siebie niewyraźny, niepochwytny powiew, sunący jakby ponad głowami publiczności, gorętszem okiem patrzył w twarz kobietom, swawolnie i niechcący, na pozór, zaglądał im prosto w oczy...

Ja tu na dnie zieleni, pod powierzchnią rosy, A ty tam, kędy dla mnie kończą się niebiosy, Czy się kończą, czy nie kończą, Śpiewaj zowąd pieśń skowrończą, Podzwaniając mi ostrzem rozbłyskanej kosy. Kosą grozi twa miłość, co pożera kwiaty, Sierpem zgarniasz do duszy mych maków szkarłaty, Lecz miłości się nie boję, Jeno w zgrozie ci dostoję, Bo i Bogu jest słodki powiew mojej szaty!

Słowo Dnia

obicia

Inni Szukają