United States or North Korea ? Vote for the TOP Country of the Week !


Nie masz pani powodu go oszczędzać rzekł Holmes. Powiedz nam, gdzie się ukrywa? Jeśli mu pomagałaś w złem, dopomóż nam złe powetować. Jedno jest tylko miejsce, w którem mógł się schronić: dawna kopalnia ołowiu, w samym środku moczarów. Tam trzymał psa na uwięzi; wiem, że robił przygotowania, aby tam się ukryć. Holmes przysunął lampę do okna. Patrzcie mówił co za mgła!

Nagle staruszka cofnęła się wstecz całem ciałem i drgnęła nerwowo. W ciszy apartamentów rozległ się w tej chwili pokilkakroć silnie dzwonek. To był January Gowartowski. Marszałkowa przeczuciem już zgadywała przybycie brata, a przetarłszy czoło ręką, z głębokiem westchnieniem odstąpiła od okna.

Widok brata, żyjącego pomiędzy inną sferą ludzi, inną niż ona wyklęta i wydziedziczona, napełniał dojmującym bólem, a drobna główka dziecka w tiule i muśliny spowitego, zbudziła w niej samicę. Wyciągnęła rękę z jękiem ku tej drobnej istocie, której stóp nawet ucałować nie miała prawa. Westchnęła!... Od okna porwała się Kazia i szybko podjęła firankę.

Teraz okna, oślepione blaskiem pustego placu, spały; balkony wyznawały niebu swą pustkę; otwarte sienie pachniały chłodem i winem.

Aha!.. wykrzyknął z tryumfem Ładyżyński. Uderzenie znakomite, a rzadkie, jak kruk biały!.. Spojrzał na Krasnostawskiego. Ten ostatni, bez ceremonii zwrócony do okna, stał gdzieś zapatrzony, przez grzeczność w ostatniej tylko chwili obróciwszy się szybko ku mówiącemu. Barbarzyńco! wykrzyknął Ładyżyński, oburzony szczerze.

Ksiądz poglądał za okno, przerwawszy rozmowę, Ujrzał coś ciekawego, z okna wytknął głowę, Po chwili rzekł powstając: dziś czasu niemamy, Potém o tém obszerniéj s sobą pogadamy; Jutro będę dla sprawy w powiatowém mieście J do Waszmościów z drogi zajadę po kweście.

Sklepów ani śladu. Szedłem ulicą, której domy nie miały nigdzie bramy wchodowej, tylko okna szczelnie zamknięte, ślepe odblaskiem księżyca. Po drugiej stronie tych domów musi prowadzić właściwa ulica, od której te domy dostępne myślałem sobie. Z niepokojem przyspieszałem kroku, rezygnując w duchu z myśli zwiedzenia sklepów. Byle tylko wydostać się stąd prędko w znane okolice miasta.

W wodnistym półmroku pokoju, rozjaśnionym refleksem dnia upalnego za storami, oczy jego jak maleńkie lusterka odbijały wszystkie błyszczące przedmioty: białe plamy słońca w szparach okna, złoty prostokąt stor, i powtarzały, jak kropla wody, cały pokój z ciszą dywanów i pustych krzeseł. Tymczasem dzień za storami huczał coraz płomienniej bzykaniem much oszalałych od słońca.

Pod okna oświetlone ściągali ci i owi, aby się owemu traktamentowi przyjrzeć, lecz powoli pustoszało dokoła dworku, ludzie wracali do swych legowisk i do snu się kładli. W cieniu spowite jaśminy ogródka całe kłęby woni w wilgotną noc wyrzucały, szumiąc zlekka. Zdaleka majaczyły naftowe latarnie ubogie i smutne wśród dzikiego bzu zawieszone.

W sekundę, z nagła szarpnięte, gwałtownie zatrzymały się wagony. Dzierżymirski o mało nie upadł, straciwszy na razie równowagę, i pociągnął za sobą rączkę żony, ściskającą jego dłoń lewą prawa zaś oparł się silnie o ramę okna. Ach!.. ach!.. z trwogą, wyrwało się z ust młodej kobiety, i otworzyła szeroko oczy, zdziwiona.

Słowo Dnia

leniwy

Inni Szukają