Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 1 czerwca 2025
Ojciec mój umarł śmiercią synów ojczyzny, zamordowany; a matka moja umarła z boleści po nim, a jam był pogrobowcem. Pierwsza lilija na grobie ojca mego jest moją rówienniczką, a pierwsza róża na grobie matki mojéj była mi siostrą młodszą. Oto mię w kołysce owionęła woń krwi ojcowskiej, i wyrosłem z twarzą smutną i przelęknioną.
Byłem ja gospodarny, gdy byłem szczęśliwy, Chwalili mię sąsiedzi, Chwalił mię ojciec siwy. Teraz się ojciec biedzi, A ja ni ludziom, ni Bogu! Niech ziarno w polu przepadnie, Niech ginie siano ze stogu, Niech sąsiad kopy rozkradnie, Niech trzodę wyduszą wilki! Niemasz, niemasz Marylki! Daje mi ojciec chaty, Daje mi sprzęt bogaty, Bym wziął w dom gospodynię Namawiali mię swaty.
Ale dziewczyna, będąc skromną, i bogobojną, obawiała się go, jak szatana. Otóż pewnego na jesieni, w dzień świętego Michała, ów Hugon na czele pięciu czy sześciu kompanów, zakradł się do farmy i uprowadził dziewczynę, korzystając z chwili, gdy ojciec i bracia jej byli nieobecni.
Przyszedł ojciec do syna, prosi o wspomożenie, Syn na ojca spojrzał, złe na nim odzienie. „Oj synu, synu, masz wszystkiego dosyć, Nie odrzekajże się tego chleba prosić.” Idą ci tam idą te anielskie wody, Prosi się syn u ojca o kropelkę wody. „Oj synu, synu, choćbym ci dał cale morze, Już tobie synu w piekle nie pomoże”. O Boże, Boże z nieba wysokiego, Racz nie opuszczać ojca ubogiego.
Skarpetki nosił także wprawdzie w kieszeni, ale był to już stanowczy zwrot ku lepszemu, i gdy pociąg ruszył, ojciec wychylił się raz jeszcze, aby spojrzeć na Kundla stojącego przykładnie na peronie pomiędzy posługaczami i urzędnikami kolejowymi.
Teraz dopiero, z bliska, mógł ojciec obserwować całą lichotę tej zubożałej generacji, całą śmieszność jej tandetnej anatomii. Były to ogromne wiechcie piór, wypchane byle jak starym ścierwem. U wielu nie można było wyróżnić głowy, gdyż pałkowata ta część ciała nie nosiła żadnych znamion duszy. Niektóre pokryte były kudłatą, zlepioną sierścią, jak żubry, i śmierdziały wstrętnie.
Światło lampy stwarzało sztuczny dzień w owej krainie dzień dziwny, dzień bez świtu i wieczoru. Ojciec mój uspokajał się powoli. Gniew jego układał się i zastygał w pokładach i warstwach krajobrazu. Siedział teraz na galeriach wysokich półek i patrzył w jesienniejący, rozległy kraj. Widział, jak na dalekich jeziorach odbywał się połów ryb.
Stoi a nawet zdjął kapelusz i ku nam powiewał... O!... teraz, wyciągnął chustkę i ciągle macha!... mówił biedny ojciec do cisnącej się gromadki, doprawdy, wygląda jak porządny człowiek. Kto wie! szepnęła matka, może Bóg go wreszcie raczy... i ręką opiętą w ciemną rękawiczkę, kreśliła w powietrzu znak krzyża... ot... matka!
Wszyscy rzucili się do niej z krzykiem: Żabusia!... Ona witała kolejno każdego, rozsypując całusy jak grad cukierków. Opowiadała przytem wiele o zimnie i o modlących się ludziach po kościołach. Organy pięknie grają, świec masy płoną a Żabusia siedziała w kąciku a potem na spacer pięknie poszła... Zrzuciła żakiecik i przygładziła rozrzucone włosy. Herbatki! prędzej wołał ojciec.
1 W lipcu ojciec mój wyjeżdżał do wód i zostawiał mnie z matką i starszym bratem na pastwę białych od żaru i oszołamiających dni letnich. Wertowaliśmy, odurzeni światłem, w tej wielkiej księdze wakacji, której wszystkie karty pałały od blasku i miały na dnie słodki do omdlenia miąższ złotych gruszek.
Słowo Dnia
Inni Szukają