Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 23 września 2025


Krasnostawski milknie, i rozglągając się bacznie dokoła, kieruje się w głąb parku, idzie z wolna zamyślony, a trzymaną w ręku długą nahajką co chwila uderza się machinalnie po wysokich, okopconych butach...

Jeśli nie możem ujść nieprzyjaciela, O śmierć błagamy u Ciebie, Niechaj nas lepiej twój piorun wystrzela, Lub żywych ziemia pogrzebie!” „Wtem jakaś białość nagle mię otoczy, Dzień zda się spędzać noc ciemną; Spuszczam ku ziemi przerażone oczy, Już ziemi niema podemną! „Takeśmy uszły zhańbienia i rzezi. Widzisz to ziele dokoła? To małżonki i córki Świtezi, Które Bóg przemienił w zioła.

Upajający wreszcie jednak zawrót głowy i osłabienie omdlewające jakieś i dziwne z wolna poczyna go ogarniać. Za wiele, zanadto upajającej, oszałamiającej słodyczy dają mu już te kobiece usta, jak pieczęć do warg jego bez końca przylgnięte. Lecz oto nagle ciemnieje mu w oczach wszystko dokoła i sił swoich nie czuje już prawie.

Bezwiednie lgnął do kobiet, jakby w nich szukając odrodzenia, lecz te, do których miał przystęp łatwy i z góry zapewniony wstrząsały nim swym śmiechem, banalną pieszczotą i coraz ciemniejsze koło tworzyły dokoła jego osoby. Od czasu do czasu, opowiadały mu historyę swego życia, zaczynającą się niezmiennie od tych słów: „Nie miałam jeszcze piętnastu lat i byłam zupełnie głupia, a tu..

I zdawało się wszystkim, że coś w niebie woła, A zielona się światłość jarzyła dokoła, Sny się wzajem pobudziły, Ludzkie ciała opuściły I pobiegły śnić w kwiaty i w najmniejsze zioła. W nagłym pląsie skrzypnęły wszystkie kołowroty, Zahuczały te groble, śpiewne od niemoty, I w powietrzu było cudno, Niby ludno, choć bezludno, Jakby w niem się roiło od świąt i tęsknoty.

W głębiach stawu, otoczonego zielenią parku, odbijały się dawniej, jak w lustrze, mleczną białością ściany dworu. Teraz czerniały zarysy pogorzeliska, a tam na górze, zgliszcza, zakopconem pałacowem skrzydłem, królowały smutnie nad leżącem dokoła siołem... Jeździec odwrócił oczy i wspiął konia.

Jednocześnie na czele kilkunastu tomaszowieckich fornali, wpada przez bramę, z impetem, Krasnostawski, a z przybyciem jego wszystko wre dokoła, ze zdwojoną energią.

Mężczyzna postał chwilkę, uśmiechając się jakoś ironicznie. Poczem otrząsnął się, położył na otomanie i gwiżdżąc walca, zapalał zgasłego papierosa. Nabuchodonozor tęsknił bardzo do mamy. Tęsknił i Rak, tęsknili i rodzice, siedząc dokoła stołu, na którym nakrywano do herbaty.

Jakieś szare, smutne światło płynęło przez szyby przysłonięte japońską siatką, po której latały z podniesionemi skrzydłami dziwaczne ptaki. Seweryn skrzywił się i trochę przygasłemi oczami powlókł dokoła. Jakkolwiek szarawe cienie włóczyły się po kątach, mieszkanie to wydało mu się po prosta rajem. Taka cisza, taki spokój panujący nawet po za oknami!

Pan ów, niezrażony milczeniem, nieodstępuje wszakże, tylko z kieszonki dobywszy ołówek, ślini go i coś w książeczce zapisuje. Gazetnik!... gazetnik! szemrze tłum dokoła. Kazimierzowa uznaje za stosowne przemówić: Nie w gazecie, ale tu na tablicy winna być wyryta opowieść o takim włóczydrągu, co uczciwe dziewczyny z dobrej drogi zmania!

Słowo Dnia

mijając

Inni Szukają