United States or Faroe Islands ? Vote for the TOP Country of the Week !


*Pierwszy sługa.* Gdzie Potpan? Czemu nie pomaga sprzątać? Gęsi mu paść, nie służyć. *Drugi sługa.* Tak to, kiedy ważne obowiązki lokaja powierzają ludziom złej maniery; na dyabła się to zdało. *Pierwszy sługa.* Powynoście stołki! usuńcie na bok bufet! Pozbierajcie srebra!

Tęsknym wzrokiem wpatrzył się Dzierżymirski w bezmiar wód Adryatyku, zdało mu się bowiem, że wśród tych otaczających go, obcych ludzi, ono jedno brata się z nim obecnie, i przyjacielskiem uchem myśli jego słucha.

Trwoga nieludzka mię ogarnęła znowu, która ścina krew w żyłach i ciału kamienieć każe; zdało mi się, żem skonał już i lada wiatr, co kłosa rosnącego w ziemi nie zakołysze nawet, trąci mnie lekko, zdmuchnie i rozkruszy. Nagle z załomu ulicy jakiejś wyleciał wiatr i zdało mi się, jakgdyby ktoś ostrze chłodne przesunął mi wzdłuż między duszą a ciałem. Zmąciło mi się wszystko; przypadłem do muru.

Cóż panu się zdawało? ironicznie nieco rzuciła Ola, a oderwawszy zarazem ręce od klawiatury na chwilę, słuchała, patrząc mu w oczy przeciągle: Po prostu zdało mi się, jesteśmy mężem i żoną...

A więc najprzód zdało się śpiącemu, leci on w przestrzeń bez końca, ciemną i mroczną, unoszony niewidzialną jakąś siłą...

Pył za nim, psy za pyłem, zdaleka się zdało, Że zając, psy i charty jedne tworzą ciało: Jakby jakaś przez pole suwała się źmija, Kot jak głowa, pył s tyłu jakby modra szyja, A psami jak podwójnym ogonem wywija.

Otóż zdało nam się, że nie zawadzi, żeby i sejm o tem wiedział, i próżne dotąd starania Izby handlowej, choćby też ex re głodu poparł.

Umilkł Litawor: zdało się, że czeka, Az Rymwid z wziętem odejdzie rozkazem. I Rymwid milczy, a odejście zwleka; Bo to co słyszał, i co widział razem, Kiedy stosuje i waży w rozumie, Z lekkich słów ciężką rzecz odgadnąć umie. Ale cóż pocznie?

Gdy drzwi otworzyłem, zdało mi się, że w mieszkaniu był pożar; światło lampy ukazywało się jakby za czarną mgłą. Po chwili zmiarkowałem, że dym pochodzi nie od ognia, lecz od mocnego tytoniu. Wśród kłębów ujrzałem Holmesa w szlafroku. Siedział w fotelu z fajeczką w ustach. Na stole leżało kilka zwitków papieru. Odkaszlnąłem. Zaziębiłeś się? spytał. Nie, ale można się tu udusić. Otwórz okno.

Nie ruszał się jednak z miejsca, nieznajoma bowiem wydała mu się dziwnie nieprzystępną przynajmniej z powierzchowności. Ubrana była z miejskim szykiem, przeciętnym wprawdzie, ale nie rażąco bynajmniej, całkiem ciemno, z pewnym gustem, ba... nawet jakąś nieujętą jakby dystynkcyą. Tak się zdało Krasnostawskiemu. W tej samej chwili nieznajoma podniosła nań znowu oczy.