Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 19 czerwca 2025


W środku arędarz Jankiel, w długim do ziemi Szarafanie zapiętym haftkami srebrnemi, Rękę jedną za czarny pas jedwabny wsadził, Drugą poważnie sobie siwą brodę gładził; Rzucając w koło okiem roskazy wydawał, Witał wchodzących gości, przy siedzących stawał Zagajając rozmowę, kłótliwych zagadzał, Lecz nie służył nikomu; tylko się przechadzał.

W tym celu wygodnie zasiadł na foteliku przed małą gotowalnią, przepełnioną wytwornymi, w srebrnych pudełkach i przykrywkach, przyborami tualetowymi. Gdy tak stoliczny bywalec drobiazgowo i systematycznie stroił się na raut, marszałkowa, po wyjściu ostatnich, zapóźnionych, gości, przykazawszy pogasić światła, odpoczywała na kanapce znużona, po dniu tak pełnym dla niej zmęczenia i wysiłków.

Wówczas będę mógł powiedzieć, co o tem wszystkiem myślę. Dobrze. Stawimy się na oznaczoną godzinę. A zatem dowidzenia. Po wyjściu naszych gości, Holmes zerwał się i zawołał: Watson, bierz kapelusz i laskę. Niema chwili czasu do stracenia. Wybiegł z pokoju w szlafroku; w minutę potem ukazał się w surducie. Zbiegliśmy ze schodów.

Czasem zajrzał do Gowartowa ktoś z dalszych, lub bliższych sąsiadów, i jak to bywa zazwyczaj na wsi, zjeżdżając całym rodzinnym taborem, na godzin kilka rozgaszczał się w pałacu. Dom cały naturalnie zniewolonym był być na usługi gości, działo się to jednak zawsze ku wielkiemu zmartwieniu Ładyżyńskiego.

Ku uciesze zapewne spacerujących gości puszczano tam fajerwerki; kręciły się zatem młyńce, pękały rzymskie świece, strzelały wysoko barwne rakiety spadały snopami iskier, ginęły w ciemnych falach jeziora.

Stąd to w miejscach dostępnych kędy człowiek gości, Nie znajdują się nigdy martwych zwierząt kości. Słychać że tam w stolicy, między zwierzętami Dobre obyczaje, bo rządzą się sami; Jeszcze cywilizacją ludzką niepopsuci, Nieznają praw własności która świat nasz kłóci, Nie znają pojedynków, ni wojennéj sztuki.

Po drodze Woźny ciągle Sędziemu tłumaczył, Dla czego urządzenie pańskie przeinaczył; We dworze żadna izba nie ma obszerności Dostatecznéj dla tylu, tak szanownych gości, W zamku sień wielka jeszcze dobrze zachowana, Sklepienie całe wprawdzie pękła jedna ściana. Okna bez szyb, lecz latem nic to nie zawadzi; Bliskość piwnic wygodna służącéj czeladzi.

Gorżko ci w duszy po anielskiej stracie I rozpacz matki na Twem czole gości A możeś poszła chodzić po nad brzegiem Wód źwierciadlanych, gdzie fala spieniona Konając stopy głaskała ci śniegiem Ja byłem wtedy przy Tobie jak ona! Jak ona, dzisiaj rozbity, daleki, Nie wiem gdzie jestem, przed ludźmi się kryję Ona gdzieś w morzu przepadła na wieki W Twojej pamięci czy ja dotąd żyję?

*Tybalt.* Taki gość w domu nabawia choroby; Nie ścierpię go tu. *Kapulet.* Chcę go mieć cierpianym. Cóż to, zuchwalcze? Mówię, że chcę! Cóż to? Czy ja tu jestem, czy waść jesteś panem? Waść go tu nie chcesz ścierpieć! Boże odpuść! Waść mi chcesz gości porozpędzać? kołki Na łbie mi strugać? przewodzić w mym domu? *Tybalt.* Stryju, to zakał. *Kapulet.* Cicho! burdą jesteś.

Sędzia, kiedy już gości jak trzeba ustawił, Żegnając po łacinie, stół pobłogosławił; Męszczyznom dano wódkę; żaczém wszyscy siedli, I chłodnik zabielany milcząc żwawo jedli. Po chłodniku szły raki, kurczęta, szparagi, W towarzystwie kielichów Węgrzyna, Malagi; Jedzą, piją a milczą wszyscy.

Słowo Dnia

odłamanej

Inni Szukają