Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 26 czerwca 2025


Ciekaw jestem, czego doktor Jerzy Mortimer zażąda od Sherlocka Holmes, specyalisty od przestępstw kryminalnych... Proszę! Do pokoju wszedł nasz gość. Jego powierzchowność zdziwiła mnie bardzo. Nie wyglądał na prowincyonalnego lekarza. Był wysoki, szczupły, miał nos wązki, wysuwający się ostro z pomiędzy oczu przenikliwych, zasłoniętych ciemnymi okularami, w złotej oprawie.

"Nakoniec zapytała: skąd tu Pan przychodzi? I czego tu po grzędach szuka Pan Dobrodziéj?

Ale, nie mówię panu, od czego się to wszystko zaczęło dorzucił informująco. Już był pono niezdrów, moralnie przynajmniej; wpadł, polując na moczarach, w wodę po szyję i zaziębił się... Nikt mi znać nie dał, mój Boże! szczerze zasmucił się Krasnostawski. Więc pan mówisz, że dziś lepiej?...

Pusta sala czytelniana i szkółka z dziesięciorgiem leniwych dzieci, to było wszystko, co w życiu swem stworzył i czego dokonał... Później znudziły go kolacye i dziewczyny, znudziła samotność obszernego mieszkania, więc postanowił się ożenić.

Tak się boi, tak drży, że nawet nie wie o tem; nie została mu taka cząstka świadomości, któraby na ten strach spojrzeć mogła. Czego się boi, nie wyobraża sobie. Będzie coś, coś musi być. To coś już jest. Minęło pół godziny. Wchodzą znów ci sami, te same tłumy. »Czas iść« mówi dozorca. Znów wstał bezwiednie. Kolana ma tak miękkie, że gną się pod nim.

Czego, durniu, stoisz! huknął w twarz parobczakowi, zatrzęsły się szyby dworku. Osiodłaj mi zaraz konia! dokończył spokojniej nieco. Niebawem złotawy kasztan, z białą gwiazdką na czole, parskał ochoczo pod Krasnostawskim, jadącym na przełaj przez pola do Gowartowa. Wokoło niego praca wrzała. W kwadrans później, Krasnostawski zjeżdżał już stępa na groblę gowartowską...

Bo to, widzi szanowny i kochany pan, ci panowie, tam, w Zarządzie, bardzo trudni... Czepiają się byle czego...

Pytaj się czy ja myśleć o czém inném mogę! Pozwól uścisnąć dłonie, ucałować nogę. Ty drżysz! czego? Ja nie wiém, błądząc po gaiku, Lękam się szmeru liścia, nocnych ptaków krzyku; Ach! musimy być winni kiedy czujem trwogę. Spóyrzyj mi w oczy, w czoło; nigdy z takiém czołem Nie idzie zbrodnia, trwoga nie patrzy tak śmiele. Przebóg! jesteśmyż winni że siedzimy społem?

Owo natchnienie, ów geniusz który nawet miał przemieszkiwać w próżniakach, to iluzje jakim tylko prowincjonalne ciotki i babunie oddawać się mogą. Powiedziałem już, że nowy wynalazek tworzy się na drodze kombinowania najrozmaitszych przedmiotów, zobaczmy do czego nas to doprowadzi.

Słowom, czego dusza łaknie,” Pies mówił, a wilk słuchał uchem, gębą, nosem, Nie stracił słówka; połknął dyskurs cały I nad smacznej przyszłości medytując losem, Już obiecane wietrzył specyały.

Słowo Dnia

odłamanej

Inni Szukają