Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 17 lipca 2025


Jaki jest związek między cynkiem, miedzią, kwasem siarczanym, magnesem, przyrządem zegarowym i depeszą którą śpiesznie wysłać należy? a przecież wszystkie te rzeczy spotkać się musiały w umyśle wynalazcy telegrafów...

Niezdrowa!.. obruszył się plenipotent. Tu przecież konający w domu, mógł chyba zostać jeszcze! dorzucił gniewnie, zły na widoczną obojętność wiejskiego eskulapa. Obejrzał się.

Przecież to córka magnata; książęta, hrabiowie ubiegają się o nią, czemże ty jesteś dla niej? zerem, nie otrzymasz jej nigdy, uspakajała mózg, nerwy wzburzone, trzeźwa, zimna logika. Chyba, że pieniędzy tych oto posiądziesz wiele... wiele... Z małych strumieni tworzą się rzeki; weź to, a może ci więcej przybędzie!.. szepnął rozum podstępnie.

Zapomniano zupełnie, że indemnizacya za zniesioną pańszczyznę była wszakże właśnie reprezentantem i ekwiwalentem narzędzi, bydła roboczego i ręcznej pracy, słowem środków do prowadzenia gospodarstwa rolniczego nie zbędnie potrzebnych, a przecież je grabić dozwolono!

Spogląda pod siebie, widzi każde ziarnko piasku, każdą wśród kamieni trawę. Każdy krok naprzód boli go fizycznie... Nad uchem zabrzęczała mu mucha i siadła na czole; schodzi teraz od włosów ku brwiom. Swędzą go dotknięcia je; łapek, lecz nie odpędza jej; niech chodzi przecież równi: ona żywa i on żywy.

Nie wiem, czy za dużo mam zmysłów, czy za wiele w duszy pożądań, ale jabym skorzystał z każdej szczeliny, aby się ze złotej klatki szczęścia choć na ból i cierpienie wydostać. Tam gdzie inni oddychają, ja zaraz się duszę. Było tak już przecież. Mogę się więc, tak jak teraz, pocieszać cudzem szczęściem. Tylko, że ta pociecha jest tak gorzka, jak dobry absynt, staje się nawet przyjemną.

Przecież nieraz nowina, niby kamień z nieba Spadała w Litwę; nieraz dziad żebrzący chleba, Bez ręki lub bez nogi, przyjąwszy jałmużnę, Stanął i oczy w koło obracał ostróżne.

Po chwili przecież Janek ocknął się, zbliżył się do tapczanu i szalonym ruchem zdarł ze ściany gobelin. Profitka, fotografie upadły na ziemię. On schylił się, podniósł je, wetknął za pazuchę, potem podszedł do kantorka, wyjął całą masę gazet i w gobelin zawinął. Czynił to machinalnie, gryząc wargi.

Była przecież ohydna; cała sina, z oczyma szeroko rozwartemi, prawie czerwonemi od krwi nabiegu, z masą bezkształtną języka wysuwającego się z jej ust granatowych i spuchniętych. Tylko od tyłu głowy zwieszały się przepyszne wspaniałe warkocze, czarne i lśniące, na wpół splecione.

On przecież wiedział, bo za ruchem naukowym śledził machinalnie, co to za sława ta i setki jej podobnych.

Słowo Dnia

obrazami

Inni Szukają