Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 8 lipca 2025
Znały ją stawy Pełczyńskie i szumiące dokoła nich brzozy, znał ją Węgliński lasek, cały w zieleń aksamitu spowity; powoli całe terytoryum miasta na wschód się pchającego Olka zajęła w swe posiadanie, prezentując wszędzie swą twarz płaską, ospą znaczoną i z nosem zadartym, z wargami mięsistemi, w obramowaniu ostro najeżonych włosów o rudawym, niepewnym połysku.
I przekonany był że widzenie kopalni snem było, albowiem nie wiedział jak z nich wyszedł. A oto wygnańcy owi w szopie śniegowéj, w niebytności Szamana kłócić się zaczęli pomiędzy sobą, i podzielili się na trzy gromady; a każda z nich myślała o zbawieniu ojczyzny!
Wybiorę więc jednego z nich i ukocham go jak syna, a umierając oddam mu ciężar mój, i większy ciężar niż mogą unieść inni; aby w nim było odkupienie. I pokażę mu wszystkie nieszczęścia téj ziemi, a potém zostawię samego w ciemności wielkiéj z brzemieniem myśli i tęsknot na sercu.
Po tem miejscu biegało domysłów tysiące, Jako po deszczu żabki po samotnéj łące; Śród nich jedna króluje postać, jak w pogodę Lilia jezior skroń białą wznosząca nad wodę. Dano trzecią potrawę.
Przysiedliśmy się do nich, jakby na brzeg ich losu, zawstydzeni trochę tą bezbronnością, z jaką wydali się nam bez zastrzeżeń, i piliśmy wodę z sokiem różanym, napój przedziwny, w którym znalazłem jakby najgłębszą esencję tej upalnej soboty. Ciotka narzekała.
A więc, poza jeziorem, hen, gdzieś, w perspektywie, niewyraźnie srebrzył się mglisto Alpejski szczyt wyniosły w tafli Lemanu, ogromnej, szklistej, niby morze, odbijały się gwiazdy, topił w nich swe wierzchołki wieniec pobliskich gór.
Różne też były dla dam i męszczyzn potrawy: Tu roznoszono tace s całą służbą kawy, Tace ogromne, w kwiaty ślicznie malowane, Na nich kurzące wonnie imbryki blaszane, I s porcelany saskiej złote filiżanki, Przy każdéj garnuszeczek mały do śmietanki.
Daléj maków białawe górują badyle, Na nich, myślisz iż rojem usiadły motyle Trzepiecąc skrzydełkami, na których się mieni Z rozmaitością tęczy blask drogich kamieni; Tylą farb żywych, różnych, mak zrzenicę mami. W środku kwiatów jak pełnia pomiędzy gniazdami Krągły słonecznik, licem wielkiém, gorejącém, Od wschodu do zachodu kręci się za słońcem.
Ależ i owszem, dziękuję bardzo! odparł Krasnostawski, z pośpiechem. Znajdowali się już na ulicy, pan Emil skinął na stangreta parokonnej dorożki, rzucił adres, i pojechali. Ruchem codziennym wrzało wkoło nich strojne wesołe miasto: Słucham pana rzekł Ładyżyński.
Proszę pana... Przepraszam... za chwilę... Nieznajomy zarumienił się, nie rzekłszy nic jednak, usiadł pokornie na koniuszczku stołka, Dzierżymirski zaś sięgnął po jakieś księgi, leżące opodal i zagłębił się w nich, ze skupieniem. Ale tylko na pozór... W rzeczywistości zaś potrzebował czasu, by ochłonąć z doznanego przed chwilą wrażenia.
Słowo Dnia
Inni Szukają