United States or Cayman Islands ? Vote for the TOP Country of the Week !


I ja także już znękany Świat ten u mnie w poniewierce, Odkąd hańbę wziąłem w serce, I wróg okuł mnie w kajdany! Gdzie niewola tam w rozpaczy Człowiek żyje na swej niwie, Ciąg dni krótkich buntem znaczy, I umiera nieszczęśliwie! Mnie się marzy wśród wspomnienia Snów przedziemskich, że gdzieś w niebie Wśród mar błędnych przedstworzenia, Jam Cię widział, jam znał Ciebie!

Czekajcie! do rówieśnic odezwała się żywo jedna z panienek, zatrzymując się przed dziadem. Dam mu, niech się pomodli za duszę mego pana Stanisława... Ależ kiedy on żyje! po co? zadziwiła się naiwnie najmłodsza z trójki. Ha-ha-ha! zaśmiała się pierwsza serdecznie, a cóż to szkodzi, niech się tam za niego, grzesznika, pomodli!..

Żyje !.. Żyje !.. odparli wszyscy chórem, lokaj zaś natychmiast dorzucił: Chwała Bogu na wysokościach... Pan doktór powiedział, że może i do jutra rana... A gdzież pan doktór? pytał dalej Krasnostawski. A ot, tylko co patrzeć, jak odjechał.. Pono do Karolówki, bo tam młodsza jaśnie pani niezdrowa...

*Marta.* Ona nie żyje; rozstała się z życiem! O, dniu żałosny! *Pani Kapulet.* O dniu opłakany! Ona nie żyje, nie żyje, nie żyje! *Kapulet.* Puśćcie mię, niech zobaczę... Jak lód zimna; Krew w niej zastygła; członki jej zdrętwiały... Dawno już życie z tych ust uleciało. Śmierć zwarzyła, jak mróz najpiękniejszy Pierwiosnek w maju. Nieszczęsny ja starzec! *Marta.* O niefortunny dniu!

Z wszelką pewnością... Tylko Kazia... żeby przedtem nie wiedziała... Wszystko od tego ostatniego kroku zawisło, a niechby siły nie dopisały... Niech więc nie wie... Któżby jej powiedział?—oburzyła się na-raz panna Felicya. O to proszę być spokojnym; zresztą i tak nikt... W mieście wszyscy wiedzą już, rzekł wuj. Jutro w kościele co żyje... Panna Felicya zalała się łzami.

Chodźcie! a pokażemy wam wilgotną jamę gdzie żyje ta męczennica z małżonkiem swoim. Wielką panią i xiężną była, a dziś jest jako służebnica żebraka. A niegodzien jest litości ten którego ona ukochała; albowiem klęknąwszy przed Cesarzem błagał o życie, i dano mu je pogardziwszy nim. Tak mówiąc przyszli pod ścianę i przez kratę ujrzeli owych dwoje małżonków.

I czynię kroki niezgrabne, Ze szczęściem nieoswojone, I bezdomnieję i słabnę I nie wiem, w którą biedz stronę? Trzeba nic nie mieć prawdziwie, Żyć tylko tem, że się żyje, By dłoń wyciągać łapczywie Po takie szczęście niczyje! Upalny ranek. Gwary i turkoty Kończą się nagle u sztachet ogrodu, Gdzie ławek cienie, wdumane w piach złoty, Dają tym piachom czar głębi od spodu.

Słowo Dnia

przylgnięte

Inni Szukają