Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 27 czerwca 2025


Przypomniał sobie, że ubiegłego dnia wieczorem czytał w gabinecie, lecz co, nie pamiętał. Wziął rozwartą książkę, spojrzał w nią był to tom poezyi Krasińskiego. Oczy jego błądziły chwilę po otwartej stronie, w końcu zatrzymały się, jakby przykute: »Trzeba być Bogiem lub nicością«.

A tak lubi władać, By jego poseł, jak Krywejty goniec, Książąt podwyższał, albo zmuszał spadać! O! czas, że temu położymy koniec; Czas, że po sobie jeździć nie dozwolim!

Ućieszna moiá śpiéwaczko, Sappho słowieńska, którą nie tylko moiá cząstká źiemieńska, Ale y lutnia dźiedźicznym práwem spáść miáłá: Tęś nádźieię iuż po sobie okázowáłá: Nowé piosnki sobie tworząc, niezámykáiąc Ustek nigdy, ále cáły dźiéń prześpiéwáiąc: Jako więc lichy słowiczek w krzaku źielonym, Cáłą noc prześpiéwa gardłkiem swym ućieszonym.

Projekt nalwatymczasem wargę ciągnął i nozdrzami ruszał, tworząc sobie w ten sposób maskę podbójczą, niezwalczoną... Wzrósłszy w lata i ciało, krępy i nabity, rozsadzający pełnością kształtów jasne garnitury, aplikował u jednego z adwokatów, zapełniając ciasną kancelaryę trywialną, ostrą wonią chypru.

Z bocznych ulic wysypały się dziesiątki zatrzymanych dotąd pojazdów, potoczyły się, dzwoniąc, ponownie tramwaje, zadudniły dorożki, omnibusy do spowodowanych ściskiem wypadków kilku, wpadło na ruchliwą arteryę grodu wezwane Pogotowie Ratunkowe, donośną na trąbce pobudką torując sobie drogę! Uroczysty nastrój sprzed chwili pierzchł bezpowrotnie.

Z góry obłoki, co leją wody, Nie miną nigdy twych błoni; Niech kwiatem ogród twój woni, I liczne mnożą się trzody. Na jawie twoje myśli jedyne Niech we śnie ciebie upoją! Śnij sobie, jakbyś już twoją We wrota przywiózł Halinę. Czytaj z jej twarzy lube dumanie, Gdy, ufna w miłej ozdobie, Rozważać będzie przy tobie Już wieczne z tobą mieszkanie.

Czy nie miała racyi? Krasnostawski milczał. Pieścili dziewczynę ciągnął w tym samym tonie Ładyżyński upodobała sobie Dzierżymirskiego wara!

Znalazłszy w korku wolne miejsce, usiadł i kazał podać sobie napój odświeżający, a zdjąwszy zarazem biały kapelusz z tegoż materyału, co odzienie zrobiony spojrzał wokoło...

Zatrzymał się w przemówieniu swem młody człowiek, po chwili zaś dodał; z goryczą: Jednak... myślałem, że pan... prezes, pomimo to, raczy mnie sobie przypomnieć. Cóż robić omyliłem się!.. młodzieniec powstał, gotów do wyjścia.

Najbardziej było mi męczącem, że dwie pęknięte moje połowy jakby się całkiem rozdzieliły i stały się sobie i obce i wrogie. Wszystko co robiłem, wydawało mi się, jakby robionem przez kogoś innego. Krytykowałem wszystkie czyny swoje, i widziałem, że były bezmyślne i podłe. Z ironią mówiłem do siebie: patrz, to ty zrobiłeś. I ten ironiczny śmiech powtarzał się wciąż, na każdym kroku.

Słowo Dnia

widniało

Inni Szukają