Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 28 lipca 2025


Twarz chmurną, znudzoną, okrasił mu uśmiech; przestąpił sprężyście próg muzeum i spojrzał jednocześnie na zegarek mijała czwarta, podwoje pałacu zaś zamykano o piątej. Zdążę chyba zobaczyć wszystko!.. mruknął, kontent już tym razem zupełnie, z przyjemnego zabicia czasu.

Był to spacer niedaleki, droga wiodła brzegiem trzęsawiska. W Grimpen były tylko dwie murowane budowle: austerya i dom doktora Mortimera. Pocztmistrz utrzymywał jednocześnie sklepik korzenny. Naturalnie odparł na moje pytanie depesza została wręczona panu Barrymore, stosownie do życzenia. Kto wręczył? Mój chłopak.

Siedź tu, smyku, i nie łobuzuj się!.. rzekł Ładyżyński, a minąwszy przedpokój, zatrzasnął za sobą drzwi od gabinetu, prowadzącego do sypialni i ubieralni, gwiżdżąc jednocześnie pod nosem aryę z modnej podówczas operetkowej premiery. Jako szanujący się kawaler, pan Emil, stale żadnego wieczoru nie przepędzał u siebie w domu.

Jednocześnie jakiś dziwny szelest jakby rozległ się również po pokoju... Z przytłumionym szelestem, jednostajnie, kropla po kropelce spadało coś w pewnych od siebie odstępach, za spadnięciem zaś każdej kropli rozlegał się w cichej komnacie jakiś pełny, oddzielny, harmonijny ton stłumiony grała jednolita, oderwana, melodyjna nuta. Cichła i znów to samo czyniła druga, trzecia, czwarta...

Po szerokich trotuarach pierwszorzędnej ulicy snuły się tłumy. Pani Melania wpatrzyła się w nie, a w jej myślach jednocześnie szumiało: Uderz się w piersi!... Mea culpa, mea culpa! boś winna, bardzo winna!

Jednocześnie murami komnaty wstrząsa krzyk bólu, rozpaczy, a zarazem hałas drugorzędny jakiś, inny... To Ola już na kolanach... Obejmuje ona ramionami zimne, martwe ciało rodzica, odtrąciwszy równocześnie niebacznie przeszkadzające jej wysokie srebrne lichtarze, z chrzęstem padające w tej samej chwili na ziemię... Ktoś schyla się pośpiesznie i opodal ustawia je ponownie...

Później odprowadził znużoną swą tancerkę, a ona leciuteńko, dziękczynnie paluszkami drobnemi ścisnęła jego dłoń... Młodzieniec zerwał się z krzesła, potrącił je gwałtownie, i dużymi krokami zaczął przebiegać szybko swój pokoik. Jednocześnie z wyrazem miłości bezgranicznej spojrzenie jego pobiegło do komódki małej, gdzie stała fotografia z różą.

Rozłożywszy jednocześnie na stole olbrzymią rachunkową księgę, umoczył pióro w kałamarzu i usiadł ciężko przed biurkiem. Cisza zaległa pokoik. Przerywał tylko szelest papieru i zgrzyt donośny stalki w obsadce czasami zaś akordem w muzykę milczenia i pracy wplotło się z rzadka stłumione westchnienie ciche.

Jednocześnie o jej mury odbiło się echo ostatniego uderzenia dzwonu, niby ostatnie dla Dzierżymirskich przypomnienie przeszłości... W ślad za tem uspokoiło się wkrótce wszystko.

O Boże!.. Boże! jęk mimowolny wydobywa się z piersi Romana, oczy zaś jego wznoszą się jednocześnie i spotykają na grobie, z wizerunkiem matczynym. Oblicze rodzicielki patrzy teraz na niego, z wyraźnem współczuciem, współboleje z nim jakby.

Słowo Dnia

obrazami

Inni Szukają