United States or Bermuda ? Vote for the TOP Country of the Week !
Tamci w czarnych, ciasnych, Ci w długich, rospuszczonych szatach, jak śnieg jasnych; Tamten pod kapeluszem jak obręcz szerokim, Ten z gołą głową; inni jak gdyby obłokiem Obwiani, idąc, na wiatr puszczają zasłony Ciągnące się za głową, jak komet ogony.
Lecz on nie powracał, rozkoszując się w tej chwili wonią rozkwitłego bzu w podmiejskim ogrodzie i ciepłemi wargami kochanki, z których zbierał krople wina i słodycz kompotowego syropu. Siedzącej w lufciku kobiecie wiatr rozwiewał rzadkie włosy i ziębił plecy. Ona skurczyła się jeszcze bardziej, podsuwając pod siebie chude, zżółkłe nogi.
Wiatr ustaje tymczasem, chmurki stopniowo rozchodzą się jak przyszły, rozpraszają... Sierp księżyca ukazuje się znowu, i zagląda ciekawie do wnętrza pałacu...
Wiatr wył po ulicach, zrzucał czapki i płaszcze, podnosił suknie i zrywał szmaty zawsze tam, gdzie na ciele rana była, lub obrzydliwość jaka. I zdawało mi się, że październik ten nie będzie miał końca tak dawno zaczęły się niepogody że stanął bieg czasu i chwila ostatnia zastanie nas w tym samym październiku, tego samego dnia.
Słyszy to cudzy człowiek; Wzdycha i łzy mu płyną; Westchnął, otarł łzy z powiek I dalej poszedł z wiciną. Posyłając im baladę „ To lubię. ” Bije raz, dwa, trzy ... już północna pora; Głuche wokoło zacisze. Wiatr tylko szumi po murach klasztora I psów szczekanie gdzieś słyszę.
A dalej smutna rzekła Bronisława: »Miałam ja drugą, litościwy Boże, Oko się za nią wypłakać nie może: Zaledwie piąty kwitnął owoc sadu, Gdy mi zniknęła, jako cień, bez śladu. Już to dwunastym liściem wiatr pomiata, Jak myśli matki zatruwa jej strata. Gdy wojna polskie dobijała plemię, W pustkach wsi stały, a odłogiem ziemie, Okolnych lasów i wiosek pożary Gniewu Bożego zwiastowały kary.
Rymwid daremnie jeszcze chwilę badał; Odszedł nareszcie, i w lewym balkonie Giermka obaczy, który z Niemcy gadał. Słucha ciekawie, lubo ku tej stronie Nie szła rozmowa i wiatr ją okradał; Wtem giermek ręka ukazał ku bronie: Coby oznaczał, Rymwid łacno zgadał.
Znane mi dobrze Witołda umowy: Wczoraj mu taki wiatr zawiał do głowy. Dzisiaj nań znowu co innego przyjdzie.
Z razu jak stada dzikich gęsi lub łabędzi, A s tyłu wiatr jak sokół do kupy je pędzi: Ściskają się, grubieją, rosną, nowe dziwy!
Jasność ogromna, szczęśliwa, słoneczna unosiła się w błękitnem powietrzu, trącała rozłogi pól, i lasy i skały, i odbita wracała znów w przestrzeń, jaśniejsza. Była cisza. Wiatr zasnął i nie ocierał już z szumem skrzydeł swych o trawy. Kiście mietlicy nie uderzały o siebie, i nawet lekkie drżączki stały nieruchome.