Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 18 października 2025
Stolarzem bo był i to już czeladnikiem, a wiadomo, stolarka to praca na Bożem powietrzu i najczęściej pod gołem niebem, więc soków z krwi nie wyciąga i płucom rozróść się pozwala... Dziś Wicek szedł w zaloty do córki Jana Burby, także stolarza, który za panną Kazią daje trzysta papierków a po śmierci warsztat cały na zięcia przeleje.
Książę z uwielbieniem patrzył na tę postać c. k. Zagłoby, i z wytężeniem ścieżki sznurów na plecach Mak von Makena śledził. Lecz już druga postać, mężczyzna obok generała idący, rzucał długi jezuicki cień czarnego fraka, na jasną plamę mundura. Ten drugi szedł cicho, choć kroki jego stosowały się do szerokości kroków Mak von Makena.
I spacerujący po cmentarzu widz ciekawy przybliżał się do grobowca, z trudnością odczytywał napisy, a później szedł dalej, zamyślony mimo woli nad nietrwałością doczesnego bytu. Lecz o niewdzięczność tym razem posądzał ludzi niesłusznie.
Palce miałaś naoślep skrwawione ich sokiem. Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty, Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory, Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory, I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.
W każdym ślizgałem się rymie, Gdym szedł na Parnas z lauru wieńczyć cię zawojem, I ten wiérsz wraz mi stwardniał, żem wspomniał twe imię. Płci piękna! gdzie wiek złoty, gdy za polne kwiaty, Za haftowane kłosem majowe sukienki, Kupowano panieńskie serduszka i wdzięki, Gdy do lubéj gołębia posyłano w swaty? Dzisiaj wieki są tańsze a droższe zapłaty.
I w zadziwieniu wyrzekli imię Chrystusa i poupadali martwi. Tego samego dnia, przed wschodem słońca, siedział Anhelli na bryle lodu, na miéjscu pustém, i ujrzał zbliżających się ku sobie dwóch młodzieńców. Po wietrze lekkim który szedł od nich, poczuł że byli od Boga, i czekał co mu zwiastować będą, spodziewając się że śmierć.
Kiedy bowiem szedł przez wieś a Warka broń Boże „cupała” w ogrodzie, za chruściakiem przy burakach, albo tytoniu, to porywała się z wrzaskiem aż jej medaliki po piersiach dzwoniły. A doloć moja, dolo zatracona!... Krzyczała przez płot przełażąc, rozdzierając spódnicę, zapaskę, z „dolami” najeżonemi dokoła twarzy jak faworyty pana sędziego.
Za ptakami zaś ukazał się obóz jakoby i tabor i sanie zaprzężone psami i trzoda renów z gałęzistemi rogami i ludzie na łyżwach niosący oszczepy; był to cały lud Sybirski. Na czele zaś szedł król ludu a zarazem xiądz, ubrany podług zwyczaju w futrach i w koralach, na głowie zaś miał wieniec z wężów nieżywych zamiast korony.
Aktorka tymczasem szła powoli, nie przypuszczając, że po drugiej stronie chodnika szedł człowiek rzucający na nią błotem, dający jej miano „kurtyzany” i mówiący z pogardą: Ta pani, to rzecz... ceny. Niezrównaną miał fantazyę, ten kreowany przez akuszerkę pożeracz serc kobiecych. Wyjeżdżał raz do Wiednia i zawadził o Wenecyę.
Kto z nas tych lat niepomni, gdy młode pacholę, Ze strzelbą na ramieniu świszcząc szedł na pole; Gdzie żaden wał, płot żaden nogi nieutrudza, Gdzie przestępując miedzę, niepoznasz że cudza!
Słowo Dnia
Inni Szukają