Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 18 października 2025


Na samym wstępie uderzył w głowę stróża, który go zdradził i wyjąwszy z dorożkiElegię”, niebieską, szklaną miednicę i potrząsając włosami, które w przeciągu tych tygodni paru doszły do potwornych rozmiarów, wyrzekł: Jestem! zrobiłem co mi nakazano. Ponieważ jednak na tem wszystkiem ucierpiała najwięcej szacunku godna kobieta muszę wynagrodzić jej krzywdę i prawdopodobnie się z nią... ożenię!

To sztuczne niebo szerzyło się i płynęło wzdłuż i w poprzek, wzbierając ogromnym tchem patosu i wielkich gestów, atmosferą tego świata sztucznego i pełnego blasku, który budował się tam, na dudniących rusztowaniach sceny.

Bodiaki, spalone słońcem, krzyczą, łopuchy puchną i pysznią się bezwstydnym mięsem, chwasty ślinią się błyszczącym jadem, a kretynka, ochrypła od krzyku, w konwulsji dzikiej uderza mięsistym łonem z wściekłą zapalczywością w pień bzu dzikiego, który skrzypi cicho pod natarczywością tej rozpustnej chuci, zaklinany całym tym nędzarskim chórem do wynaturzonej, pogańskiej płodności.

Ale tymczasem ta mgiełka uśmiechu, która się zarysowała pod miękkim i pięknym jego wąsem, zawiązek pożądania, który napiął się na jego skroniach pulsującą żyłą, natężenie trzymające przez chwilę jego rysy w skupieniu upadły z powrotem w nicość i twarz odeszła w nieobecność, zapomniała o sobie, rozwiała się,

Nie, stanowczo, pieniądz do niego się garnie!.. Ten, który posiadał dotąd, choć wygrany, palił go częstokroć, pomimo wszystko, przypomnieniem przeszłości.

Zacząłem schodzić stromą serpentyną wśród lasu, początkowo idąc krokiem lekkim, elastycznym, potem, nabierając rozpędu, przeszedłem w posuwisty szczęśliwy bieg, który zmienił się wnet w jazdę jak na nartach. Mogłem dowoli regulować szybkość, kierować jazdą przy pomocy lekkich zwrotów ciała. W pobliżu miasta zahamowałem ten bieg tryumfalny, zmieniając go na przyzwoity krok spacerowy.

Ale, cóż znowu! przerwał żywo Krasnostawski, bojąc się, czy czasem mimo woli nieostrożnem słowem nie zepsuł danego sobie polecenia. Mogę być tych samych zapatrywań na sprawę, co i pan Gowartowski i odczuwać jego charakter, lecz przecież w żadnym razie nie potrafię zastąpić szanownego pana, który jest tak dobrym jego przyjacielem...

Było to nadwyraz interesujące, mieć na własność taką odrobinkę życia, taką cząsteczkę wieczystej tajemnicy, w postaci tak zabawnej i nowej, budzącej nieskończoną ciekawość i respekt sekretny swą obcością, niespodzianą transpozycją tego samego wątku życia, który i w nas był, na formę od naszej odmienną, zwierzęcą.

Znałem pewnego kapitana, który miał w swej kajucie lampę-meluzynę, zrobioną przez malajskich balsamistów z jego zamordowanej kochanki. Na głowie miała ogromne rogi jelenie. W ciszy kajuty głowa ta, rozpięta między gałęziami rogów u stropu, powoli otwierała rzęsy oczu; na rozchylonych ustach lśniła błonka śliny, pękająca od cichego szeptu.

Złaź! to mój koń! złaź natychmiast! I silny, z pasyą wyrytą na drobnej twarzyczce, strącał młodszego brata, który z pokorą dziwną złaził z siodła, zaczepiając się o powiązane sznurkami strzemiona. Chłopiec, cały purpurowy, z krwią nabiegłą do oczów, rzucił się teraz pod stół i wyrwał dziewczynce książkę. Ty, oddaj, to moje!

Słowo Dnia

biuralistę

Inni Szukają