Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !
Zaktualizowano: 9 maja 2025
Tak spożywałem go: ze wzrokiem w dali, Jakby na zawsze, utkwionym, odruchem Warg swych zajęty, wsłuchany półuchem W chrapliwe, senne i parne oddechy Krów, co mozolnie przeżuwały zioła, Tej ociężałej doznając uciechy, Która im każe nie patrzeć dokoła W nic, jeno przed się znieruchomić pyski, Ociekłe śliną i pachnące mlekiem.
........................................ Jutro dopiero niech będę przeklęty! Niech gwóźdź jej dłonią z piersi mi wyjęty Padnie znów ostrzem i piersi przebije! Niech jędza nudy, która we mnie żyje Mózg mój wydrąży na otchłań piekielną Jak śmierć wystygłą jak czas nieśmiertelną. Lecz jutro jutro, a nie teraz Boże!
Umilkł, nie podnosząc oczu. Po dłuższej chwili, ciągnął: Pomny naszej dawnej znajomości, przyszedłem tu, do pana prezesa, z pokorną prośbą o posadę, o pracę, choć byle jaką, ale płatną, o zarobek, bo jałmużny nie zwykłem przyjmować!.. Byle z głodu nie umrzeć... byle osłodzić życie tej kobiecie, która mnie kocha, a której doli dotąd w żadny sposób ulżyć nie mogę!.. wyrzucił z siebie z mocą.
Po niej piękność odziedziczył syn, po ojcu zaś niewątpliwie tę wytworność, która cechowała najmniejsze nawet poruszenie siedzącego podróżnika, i postawę jakby pańską, mimo woli nieco wyniosłą.
Ale przywykli do świetnego kuglarstwa tego metafizycznego prestidigitatora, byliśmy skłonni zapoznawać wartość jego suwerennej magii, która nas ratowała od letargu pustych dni i nocy. Adeli nie spotkał żaden wyrzut za jej bezmyślny i tępy wandalizm.
Sieroty bo oboje byli... sieroty, bez matki, która zmarła w szpitalu bez uczciwego nawet pochówku na zaraźliwe choróbsko, co się w suterynach na Żółkiewskiem rozpanoszyło. Olka w dziecko ruszające się wśród łachmanów wpatrywała się upornie, jakby przykuta widokiem tej małej głowy, pokrytej sierścią jasnych włosów. Dzieciak w kołysce się gmerał i łyżką o brzeg kołyski uderzał.
O ziemio włoska, gdy w serca żałobie Rzucam twe błonia, nie płaczę po tobie, Lecz za tą płaczę, którą zostawiłem Tam, na twych brzegach, gdzie z nią razem żyłem, Gdzie w każdej chwili, przez dni błogich wiele Jam jej powtarzał: „Kocham cię Aniele!”
Bóg darmo dłoń ku niemu wyciąga z pobliża, Ażeby go powołać na wspólne biesiady We mgle, którą anioły, czyniąc znaki krzyża, Rozpraszają dla gościa. Gość niezłomnie blady Usuwa się i stroni i w pozgonnej ciszy Udaje, że nie widzi nic i nic nie słyszy.
Walczył we śnie z tą pościelą, jak pływak z wodą, ugniatał ją i miesił ciałem, jak ogromną dzieżę ciasta, w którą się zapadał, i budził się o szarym świcie zdyszany, oblany potem, wyrzucony na brzeg tego stosu pościeli, którego zmóc nie mógł w ciężkich zapasach nocnych.
Błogosławione oczki blasku i wesela, Skąd amorek wygląda i łuczek napina, Błogosławiony łuczek, strzałki i chłopczyna, Co do mnie wówczas strzelił, ach! i dotąd strzela. Błogosławię ci piérwsza piosnko nieuczona, Którą odbiły lasy domowe i rzeki, Którą potém ojczysta powtarzała strona.
Słowo Dnia
Inni Szukają