Vietnam or Thailand ? Vote for the TOP Country of the Week !

Zaktualizowano: 29 lipca 2025


Widywaliśmy go coraz rzadziej, całymi tygodniami znikał gdzieś na swych karakonich drogach przestaliśmy go odróżniać, zlał się w zupełności z tym czarnym niesamowitym plemieniem.

Proszony właśnie jestem o młodzież do państwa W. na bal, pojutrze, chodź ze mną... Siedzisz i marnujesz się gdzieś w kącie, qui lo sa, przystojnym jesteś, a nuż podobasz się komu?.. Ja ci pomogę i ułatwię wszystko... Od słowa do słowa, dał się namówić wtedy. Otrzymawszy od bogatego i hojnego, oraz uprzejmego kuzyna pożyczkę, wyekwipował się i poszedł na bal z nim razem.

Znów serce bije, to wiosna nadchodzi Słyszę śpiew ptaków i czuję woń róży Bujam po morzu gdzieś w skrzydlatej łodzi Wody tak ciche, ach, nie będzie burzy. Żagiel mój biały jak sztandar powija, Przestwór lazuru ciągnie się przedmną, Ta, którą kocham może płynie zemną, Może w jéj duchu mój duch się odbija?

My bowiem, młodzi żołnierze, jeszcześmy nie rozumieli, ani odgadywali skutku tej bitwy, a przytem lękaliśmy się oddawać przedwczesnej radości. Poczekajmy! ten i ów mówił dotąd niema nic pewnego; nic nie widać, wszyscy gdzieś się podzieli! Nareszcie część tej masy, którą widzieliśmy, jak zginęła nam z oczu, zaczęła ku nam się zbliżać.

Wszyscy rozeszli się teraz na dobre, pogaszono latarnie, a w oknach stacyi niebawem również znikły światła. Na bagnach chór żabi grał tylko swą pieśń jednostajną gdzieś w dali, w pobliskim lesie słyszeć się dawały jakieś, szmery i senna noc cicha, zasiadłszy, jak królowa, na tronie z tkanego złotem szafiru rozpostarła panowanie nad światem... Cisza zupełna zawładnęła okolicą.

Tak więc w jednej z sal zatrzymał się dłużej śliczną główką szkoły francuskiej, "Greuz'a", złotawąblond, z oczyma, wzniesionemi smutnie, w zamyśleniu błądzącemi gdzieś daleko, może w ideałów niepochwytnych krainie, z wyrazem twarzy, tchnącym melancholią i rozmarzeniem...

Posłuszny legawiec jednocześnie przynosił panu w zębach zabitą zwierzynę; Gowartowski, odebrawszy psu kaczki, zawiesił je u torby i poszedł dalej. Powoli, stopniowo, rozjaśniało się tymczasem.. Na wschodzie, gdzieś w oddali, widnokrąg zaróżawiał się, niedostrzegalnie, leciutko... Ojciec Oli Dzierżymirskiej, ze spuszczoną głową, postępował wciąż brzegiem stawu.

W krąg niego latały tysiące muszek małych, brzęczały żałośnie roje komarów; bąk grał gdzieś w moczarach, a przepiórka zabłąkana, wędrująca jeszcze po polach, odzywała się gdzieś nieśmiało samotna... Przejechawszy wolno kawałek stepu, Krasnostawski puścił się znów poprzez bodziaki i trawy szybkiego nader, tak zwanego szłapaka. Prychając nozdrzami, czując stajnie blisko, pomknął kasztan ochoczo.

Słowo Dnia

obrazami

Inni Szukają