United States or Vanuatu ? Vote for the TOP Country of the Week !


Bose zastępy ku sobie się rwały, ręce łączyły w tęsknocie nieokreślonej, co ku nim z pod ziemi płynęła. Gdy Janek wreszcie z krzaków berberysu powstał i do kredensu się powlókł, zastał tam, oprócz Józika, jakiegoś młokosa ubranego w szary surdut, bez wąsów i z miną wyćwiczonego złodzieja, nastawiającego samowar. Janek do intruza podszedł i ręce wyciągnął.

Zwrócił się po ubranie, które wisiało na gwoździach wbitych w ścianę, lecz machnął ręką i tylko tłomok z gazetami pod pachę wziął, czapkę na głowę nasadził. Wreszcie z kredensu wyszedł. Przeszedł pod lipami i wydostał się na trawniki. Słońce znów zachodziło całe krwawe, na wiatr się znacząc.

Ja zaniosę! Nie trza wyrzekł ten drugi, nogą drzwi otwierając. Janek pozostał na środku kredensu, w którym zaczynał zapadać powoli zmrok, przez abażur lipowych gałęzi koło okien rozpostartych. Nagle, w bocznych drzwiach ukazała się pani sędzina. Miała usta silnie zaciśnięte i oczy zmrużone.

Jeszcze bydło z pola nie wraca. Nie słychać kołatek, ani hukania pastuchów po za wodą, hen po za stawem. Janek ręce po napoleońsku na piersiach założył i stanął koło okna. Włożył liliowy atłasowy krawat i włosy jasno blond, w których srebrne nici się bielą, olejkiem zlał i z czoła odgarnął. Czeka, kucharz kurczęta z przypadłej opodal dwora kuchenki do kredensu przyniesie.

Słowo Dnia

obicia

Inni Szukają