United States or Russia ? Vote for the TOP Country of the Week !


No, to mam nadzieję opowiadał uprzejmy gospodarz dalej że będę jeszcze miał okazyę przedstawić panu prezesowi moją żonę i córkę... Dziś pojechały do Versailles. Panu prezesowi wiadomo zapewne, w pierwszą niedzielę każdego miesiąca puszczają wodę ze wszystkich fontann w Wersalskim parku... Widok zaiste bywa wówczas wspaniały.

Domyślił się, był nim prawdopodobnie dobry znajomy tegoż, Dzierżymirski, i dlatego nie ominął wyżej wzmiankowanego Tarnopolskiego, również donosząc mu, że Gowartowski umiera. Smutny i blady, w przechadzce swej po pokoju, przystanął nagle Krasnostawski, posłyszał bowiem w tej właśnie chwili głosy i szepty w przyległej komnacie chorego.

Widząc, Ola pragnie poinformować Francuza, Roman rzekł śpiesznie. O, panie!... nie wiemy jeszcze!... Au plaisir i wyciągnął rękę... Ach, więc już może nie będę miał szczęścia oglądać państwa? Doprawdy, jakże mi przykro! rzekł młody Francuzik, ściskając podaną dłoń; nie odchodząc jednak, wciąż szedł obok Oli.

Miałem depeszę z uwiadomieniem, przybył dziś do Southampton. A teraz, panie Holmes, powiedz, jak mi radzisz postąpić? Dlaczego sir Henryk nie miałby wrócić do domu swych ojców?

Tymczasem zmieszanie marszałkowej rosło. Unikając spojrzenia brata, rzekła: Ależ uspokój się, mój drogi, cóż znowu?.. Upewniam cię, Ola najzdrowsza się czuje i że zgoła nic złego jej nie grozi... Twarz Gowartowskiego natychmiast rozpogodziła się i westchnienie ulgi podniosło pierś jego, odczuł bowiem szczerość w słowach siostry.

I słowo to było tak silne, tak tętniące obietnicą niecofnięcia się przed niczem, Seweryn po raz pierwszy w życiu ustąpił nędznie przed wzrokiem kobiety, kurcząc się i cofając ku wyjściu, jak znikczemniałe wypędzone z cudzego legowiska zwierzę... =Lewek.=

I pan January ponownie z miejsca swego się zerwał, i wykrzyknął wzburzony: Wiedząc, że temu młokosowi, awanturnikowi odmówiłem dawniej, naumyślnie usypialiście czujność moją, by mnie podejść, oszukać, i myśleliście może, ja to przyjmę post factum, "tak sobie!"

Donosiłem ci już, że, sądząc ze słów pocztmistrza, doszedłem do przekonania, ta próba niczego nie dowiodła. Mówiłem o tem sir Henrykowi, a on, ze zwykłą sobie szczerością, wezwał Barrymora i zapytał go, czy dostał telegram. Barrymore odpowiedział twierdząco. Czy chłopiec oddał ci go do rąk? pytał sir Henryk. Barrymore spojrzał ze zdziwieniem.

Co rok, gdy Dzierżymirscy przyjeżdżali do siebie na wieś, pierwszy witał ich na progu Krasnostawski, bywając potem zawsze stale co dzień niemal w Gowartowie... Dzierżymirscy traktowali go, jak równego im zupełnie, naturalnie, uprzejmie przyjmowali zawsze bez różnicy, o każdej dnia porze, ze względu zaś na dobre wychowanie jego, i wspomnienie, do snu wiecznego zamknął był Gowartowskiemu powieki, uważano go nawet jakby za należącego do rodziny.

Myśl jego była jakby wolniejsza, wzrok zaś uporczywie ścigał krajobraz, niejako wsłuchując się w bliski już teraz zupełnie odgłos dzwonka. Nadzieja zwodnicza podsunęła mu bezpodstawne przypuszczenie, może ten oto znajomy dźwięk, zwiastujący telegraficznego posłańca, przyniesie mu jakąś dobrą, a niespodzianą od Oli wiadomość. Rzeczywistość, jak zwykle, rozwiała chwilowe złudzenie.

Słowo Dnia

skutku

Inni Szukają