United States or United States Minor Outlying Islands ? Vote for the TOP Country of the Week !


Kupiłem bilety; dla Zaleskiej przyniosłem mój zwykły bukiecik. Działałem w myśl swego planu, choć coraz więcej widzę, że contra spem spero . I on, i ona jakby opętani; wszystko, co się koło nich dzieje, dochodzi ich, jakby stłumione i dalekie. Szedłem przy niej, ale wszelka rozmowa, zarówno we dwoje, jak i we troje rwała się bez przerwy, jak między obcymi.

*Monteki.* Nieraz o świcie już go tam widziano Łzami poranną mnożącego rosę, A chmury swego oblicza chmurami. Aliści, ledwo na najdalszym wschodzie Wesołe słońce z przed łoża Aurory Zaczęło ściągać cienistą kotarę, On, uciekając od widoku światła, Co tchu zamykał się w swoim pokoju, Zasłaniał okna przed jasnym dnia blaskiem I sztuczną sobie ciemnicę utwarzał.

To "więc" było wypowiedziane takim tonem, rozwiewać się zdawało wszelkie co do zwrócenia kwoty wątpliwości; jejmość nie dokończyła zdania, a spojrzała tylko przenikliwie na słuchacza swego, jakby pragnąc odgadnąć, jakie wrażenie nań uczyniło powiedzenie jej ostatnie. Dzierżymirski zaś tymczasem, zdziwiony nieco tym epilogiem, uśmiechnął się pod wąsem nieznacznie.

Westchnienie ciche podniosło pierś Gowartowskiego, brwi zmarszczył i zatopił się w myślach niepomny zupełnie otoczenia swego. Tymczasem zwierzyna co chwila podrywała się tam i ówdzie, przelatując blisko idącego machinalnie naprzód myśliwego.

Przez chwilę chciała powstać, podejść do fortepianu pod pretekstem przejrzenia nut i wmieszać się w to całe grono, ale czuła na sobie setki spojrzeń i pozostała na miejscu, zdjęta nieśmiałością, gładząc tylko powolnym ruchem pióra swego wachlarza.

Bywa czasem, że sierpień minie, a stary gruby pień lata rodzi z przyzwyczajenia jeszcze dalej, pędzi ze swego próchna te dni-dziczki, dni-chwasty, jałowe i idiotyczne, dorzuca na dokładkę, za darmo, dni-kaczany, puste i niejadalne dni białe, zdziwione i niepotrzebne.

Muzykę znał, sam słynął muzycznym talentem; S cymbałami, narodu swego instrumentem, Chadzał niegdyś po dworach i graniem zdumiewał I pieśniami, bo biegle i uczenie śpiewał.

Za łożem, w półświetle komnaty, niewidzialna dla oka ludzkiego, stanęła śmierć, lepu swego chciwa jęki zgłuszone umierającego dziesięciokrotnem echem wstrząsnęły ciszą domu... Coś zbudziło Krasnostawskiego. Co? sam nie wiedział na razie. Zerwał się z fotelu, oczy przetarł i spojrzał na pogrążone w cieniu łoże. Zdrętwiał nagle i włosy dębem stanęły mu na głowie.

Ten widok tam u tych ludzi, żywy w mózgu to Moloch, który zażądać kiedyś może i zażąda swe; krwawe; ofiary. A kat, pięciu katów? Ja, matkobójca, gdym dobijał swego chorego, martwego psa, drżałem i płakałem. A oni zabijają człowieka spokojnie, fachowo, trzymają mu ręce, zatykają mu usta. Kat wraca do domu z odciśniętemi na dłoni zębami skazańca! Te fioletowe plamy w ręce się nie wryją, znikną.

Słowo Dnia

obicia

Inni Szukają