United States or Saint Barthélemy ? Vote for the TOP Country of the Week !


Ach tak, prawda... moje życie, prawda... Koniecznie zobaczyć musimy wszystko! mówił Roman. Umilkli znowu, zatopieni w myślach. Od parodniowego pobytu swego w małem nadlemańskiem miasteczku, Dzierżymirscy prowadzili żywot pracowity.

Słucham przerwał szybko Dzierżymirski i spojrzał na wiszący mały zegarek, wskazujący w tej chwili trzy kwadranse na dwunastą. Zieliński dostrzegł ruch jego. O! to niedługo potrwa! pośpieszył z zapewnieniem. Nic nie szkodzi, proszę bardzo... odparł Roman. O pierwszej mam ważną sesyę, a że wyjeżdżam już za dni parę, obecność moja jest tam bez opóźnienia konieczną.

Och, gdybyż przynajmniej Roman przybył już prędzej, gdyby! A tu sama walczyć musi!.. Jeden Ładyżyński tylko po swojemu broni przed "nim" i przed nią samą... I Ola przy ostatniej powyższej myśli podnosi zwolni głowę, a pociągnięta kojącą ciszą parku i światłem drżących promieni księżyca, schodzi z balkonu i zapuszcza się samotna w cienistą ogrodową aleję.

Teraz Roman z kolei pochwycił rękę żony i uścisnąwszy serdecznie kilka razy, wzruszony, począł pocieszać Olę z cicha, w końcu zmienił zupełnie temat rozmowy, przeszedłszy pośpiesznie na przyszłe zamiary wspólnej podróży.

Roman przy tej ostatniej myśli, wyrzuciwszy z ust dogasającego papierosa, żachnął się niecierpliwie. Bo na przykład ten Francuz, czyż nie wzbudzał w nim słusznego gniewu? Młodzik nieznośny, z bezmyślnym, banalnym wiecznie na ustach uśmiechem, z którego jednak Ola bezustannie tak szczerze się śmiała...

Od czasu do czasu komunikując sobie przyciszoną uwagę, Roman i Ola słuchali również uważnie włoskich pieśni, nastrój zaś dzisiejszego wieczora rozmarzająco działał na nich.

Choć w ostatnich słowach brzmiał ton żartobliwo-dobroduszny, jednak Roman niespokojnie spojrzał na żonę, pierwszy to bowiem raz tak wyraźną czynił alluzyę do niedawnej, a przełomowej chwili ich życia; dorzucił zaraz: Ciekawy jestem, co o tem wszystkiem myśli i co czyni w tej chwili twój ojciec... przytem wahająco spojrzał z pod oka na Olę, uważnie, jakby zbadać pragnąc, do jakiego stopnia odczuwa ona to wspomnienie.

Doprawdy nie rozumiem sama, jak ośmieliłam się przyjść tutaj, ale szlachetność, zacność szanownego prezesa... usłyszał znowu Roman. Niecierpliwie tym razem wzniósł na przybyłą spojrzenie i przerwał jej grzecznie, lecz sucho: Przepraszam. Jak widzi szanowna pani, chwilowo zajęty jestem... Wszak pani nie pilno?.. O, nie... przeciwnie... Tylko...

Pełni uprzejmości, dystynkcyi i gościnności szczerej, wśród tłumu swych gości, uwijali się Dzierżymirscy, zmieniając się kolejno w pobliżu wejścia pierwszego salonu, dla witania wchodzących co chwila nowych przybyszów. W końcu jednak i ten czasowy posterunek ich okazał się wprost niemożliwym... Roman i Ola zmuszeni zostali zmieszać się z tłumem rautujących gości, ustępując sami naporowi ścisku.

Tam, gdzieś w oddali, poza wierzchołkami gór, zaróżowiało się coś niewyraźnie, płoniło... W mgłach tajemniczych zniknął cały wczorajszy krajobraz, a poza niewidzialnymi tylko szczytami Alp, pokrytymi jakby woalem, gdzieś, daleko, zakryta wstydliwie, wschodziła snać jutrzenka... Roman, blady jak płótno, przeniósł wzrok swój w przeciwną stronę komnaty.

Słowo Dnia

opierać

Inni Szukają