United States or Mexico ? Vote for the TOP Country of the Week !


*Marta.* Ona nie żyje; rozstała się z życiem! O, dniu żałosny! *Pani Kapulet.* O dniu opłakany! Ona nie żyje, nie żyje, nie żyje! *Kapulet.* Puśćcie mię, niech zobaczę... Jak lód zimna; Krew w niej zastygła; członki jej zdrętwiały... Dawno już życie z tych ust uleciało. Śmierć zwarzyła, jak mróz najpiękniejszy Pierwiosnek w maju. Nieszczęsny ja starzec! *Marta.* O niefortunny dniu!

*Romeo.* Nazywasz miłość rzeczą delikatną? Zbyt owszem twarda, szorstka i koląca. *Merkucio.* Twarda li dla cię, bądź i dla niej twardy; Kol , gdy kole, a zwalisz łatwo. Hola, podajcie mi na twarz pokrowiec! Maskę na maskę! Niechaj sobie teraz Ciekawe oko nicuje szpetność! Ta larwa za mnie będzie się rumienić.

Olka chwile te pamiętała dokładnie. Gdy po nocy, spędzonej w knajpie, z głową ciężką i ustami spieczonemi, wracała do swej nory cieplejszy powiew wiatru budził w niej myśl jedną. A gdyby tak wrócić na Żółkiewskie! Ba lecz ojciec! Ojca bała się jak ognia. Wiedziała, szukać jej nie będzie, lecz gdyby mu pod oczy podlazła!...

Gdy sprzątnięto ze stołu, Poliński u nóg jej położył dużą skórzaną poduszkę; Władek, niby żartując, ukląkł zaraz na niej, a myśmy się dyskretnie usunęli w drugi koniec pokoju i paliliśmy papierosy, słuchając w półcieniu ściszone odgłosy pieszczotliwej ich rozmowy. Widziałem, że Władek położył głowę na jej kolanach i rękami ująwszy za szyję, przysunął jej usta do swoich.

Pani z przestrogi rada, Już do małżeństwa skora, Nie boi się upiora; Bo w myśli swej układa, Nigdy w żadnej potrzebie Nie wołać go do siebie; I z tych układów rada, Jak wpadła, tak wypada. Bieży prosto do domu, Nic nie mówiąc nikomu, Bieży przez łąki, przez gaje, I bieży, i staje, I staje, i myśli, i słucha, Zda się, że ktoś goni I że coś szepce do niej.

Żabusia jedyne, wypieszczone dziecko, za wzór była wszystkim kobietom stawiana.... I gdy co wieczór zgromadzano się dokoła stołu, oświeconego wiszącą lampą, Żabusia, wycinająca lalki z tektury lub lepiąca abażury, była punktem koncentrującym wszystkie spojrzenia. Ku niej zwracano się, uśmiechano, przesyłano pieszczotliwe słowa.

Wątpię, czy co wieczór po dziesięć minut stawał przy furtce. Wiemy nawet, że zwykł był unikać łąki. Przeciwnie, owego wieczora czekał przy niej. Było to w wilię jego odjazdu do Londynu. Rzecz zaczyna się rozjaśniać. Mój drogi, podaj mi skrzypce. Mówmy o czem innem. Dajmy pokój tej sprawie do przybycia doktora Mortimer i sir Henryka Baskerville. Sir Henryk Baskerville.

Sceneria jego młodego życia, kuchnia z wonnymi cebrami, ze ścierkami o skomplikowanej i intrygującej woni, z kłapaniem pantofli Adeli, z jej hałaśliwym krzątaniem się nie straszy go więcej. Przywykł uważać za swoją domenę, zadomowił się w niej i począł rozwijać w stosunku do niej niejasne poczucie przynależności, ojczyzny.

Ciągle ktoś wchodził i, nie zatrzymując się, spieszył do improwizowanej kaplicy. Na palcach, po cichu wcisnąłem się do sypialni. W swoim wielkim fotelu koło łóżka siedziała mama. Zdawało się, że śpi, bo oczy miała pół przymknięte, nieruchome, jakby martwa, bez jednej kropli krwi. Prałat stał koło niej, trzymając w rękach dłoń jej zwisła bezwładnie na poręczy.

Tymczasem w ciszy izdebki nie przerywało nic zgoła... Przez małe okienko widać tu było spiętrzone dachy z czerwonej cegły, kominy; dalej, w dole, srebrzyła się rzeka, a środkiem niej cicho sunęła właśnie berlinka, zdążając ku miejskiej przystani. Z wieży którejś z poblizkich świątyń w ogólnem milczeniu melodyjnie rozległ się niebawem dźwięk sygnaturki porannej.

Słowo Dnia

skutku

Inni Szukają