United States or Saint Lucia ? Vote for the TOP Country of the Week !


A jednak nie mogłem ztamtąd odejść, i wtedy... znów tam przyjdę. Co pan tu robi? Przedemną stał robotnik, z oskardem i łopatą na ramieniu. Spoglądał na mnie bystro. Przyglądam się rzece. Tak... a gdzie pański kapelusz? Wpadł do wody. A gdzie pan mieszka? Na rue des Ecoles. Nudziły mię te pytania i ciekawe spojrzenia, lecz doprawdy nie miałem jakoś siły się gniewać.

Jakże okoliczni mieszkańcy tłómaczą sobie to przeraźliwe wycie? zapytał. Ktoby tam uważał na to, co mówią ludzie prości. Powiedz mi jednak, co mówią? Zawahałem się. Powiadają, że to szczekanie psa Baskervillów odparłem. Milczał długo. Tak, to był pies rzekł wreszcie. Szczekał bardzo daleko, w stronie Grimpen-Mire... Trudno określić, skąd głos dolatywał. Powiadam ci, że stamtąd, Watson.

Wrona gdzieniegdzie kracze I puhają puhacze. Bieży wdół do strumyka, Gdzie stary rośnie buk, Do chatki pustelnika: Stuk-stuk, stuk-stuk. „Kto tam?” Spadła zapora, Wychodzi starzec, świeci; Pani, nakształt upiora, Z krzykiem do chatki leci. „Ha! ha!” zsiniałe usta, Oczy przewraca wsłup, Drżąca, zbladła jak chusta; „Ha, mąż! ha, trup!” „Niewiasto! Pan Bóg z tobą!

Luwr nie zajmował mię wcale; nie lubię tych olbrzymich zbiorów, gdzie wszystko zbite jest bezładnie w jakąś pstrą mięszaninę, która przytłacza tylko i dławi. Nie doznaje się tam tego uczucia swobody, bezkresu marzenia, które przecież jest istotą rozkoszy, jaką dać może sztuka. Arcydzieła powinno by się chyba wystawiać w oddzielnych kaplicach. Zdaje mi się, że napisałem kłamstwo.

Lecz Olka podchwyciła jego słowa i porwawszy go za ręce, gorąco prosić zaczęła: Taże ja właśnie o to za tobą łażę... weźże ty odemnie te swoje pieniądze, bo jeszcze mi je jaka psiakrew ukradnie. On bronił się mięko: Nie mogę, Olka, nie mogę!... Lecz kobieta nacierała coraz gwałtowniej. Taże to twoje pieniądze! Twoje rodzone, schować mi je kazałeś... Bogać tam!

Jak robak zdeptany, wiła się na zimnych flizach świątyni, cała drżąca od bólu, którego określić nie była w stanie. Czuła dobrze swą krzywdę, ale kryła się z nią w cieniu, i choć on tam był, o kilka kroków nie chciała mu się już narzucać z nędzą swoją.

Płaci, płaci, płaci jeszcze, Kto nawiedzi święte miejsce, Kto nawiedzi obraz czysty, W niebie odpust wiekuisty.” Czterech zbójców przyleciało, Obraz święty szarpać chciało, „Stójcie zbójcę, nie szarpajcie, Bo tu marnie wyginiecie.” A zbójce się tak polękali, Aże krzyżem popadali. A tam w piekle karę dają, Octem, żółcią napawają. A tam w piekle ścielą łoże Ostre brzytwy, szydła, noże .

Chata, w której mieszkała jego żona, nie była mu domem, chodził tam w gościnę, w chwilach wolnych, nie pamiętając i nie wiedząc nawet, jakie imiona miały jego dzieci.

Nie miej żalu do mnie, me dziecię!.. Popsuł się świat, co skala, zbruka niejedno swem błotem!.. Zbłądziłeś... A tymczasem zbielałe usta Dzierżymirskiego, wijącego się wciąż u stóp grobowca, w bólu i niepewności jutra, zaszeptały znów rozpaczliwie, z cicha... Co czynić? co czynić? Wszak tam wszyscy czekają teraz ode mnie wyjaśnienia o pieniężnej zgubie, którego dać im, niestety, nie potrafię.

Wszyscy byli w owem miejscu na słonecznym, na obrzędzie, Prócz tej jednej, co być mogła, a nie była i nie będzie! Gdzież me piersi, Czerwcami gorące? Czemuż niema ust moich na łące? Rwać mi kwiaty rękami obiema! Czemuż rąk mych tam na kwiatach niema! W malinowym chróśniaku, przed ciekawych wzrokiem Zapodziani po głowy, przez długie godziny Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.

Słowo Dnia

przylgnięte

Inni Szukają