United States or Solomon Islands ? Vote for the TOP Country of the Week !


Milami wielka rozciągła się łuna, Dzieci i żony błądziły tłumami; Przy drodze na to patrzałam ze łzami, A że mi dziecię zastąpiło drogę, Do serca, płacząc, tuląc, jako mogę, Pytam o imię, rodzinę, mieszkanie, Ale daremna prośba i pytanie: Dziecię zaledwo znało swoje imię; Mówiło tylko, że w okropnym dymie Nieznani ludzie wiedli je do lasu. Więcej nic nie wiem do tego czasu.

Od czasu jak Staś siedział w fortecy, mogłem przywyknąć do przestraszonych i wybladłych twarzy, do szeptów po kątach, takich, jak przy chorym lub nieboszczyku, do tłumionych płaczów, o których powód nie wolno mi było pytać.

Dalej: na kogo czekał owej nocy i dlaczego czekał w Alei Wiązów, zamiast w domu? Wiec sądzisz, że czekał na kogoś? Był niemłody, chory. Zapewne mógł był wyjść na spacer, ale nie w taką noc, ciemną, wilgotną. Czemu stał przez pięć do dziesięciu minut przy furtce, jak to wywnioskował doktor Mortimer z popiołu cygara? Wszak sir Karol wychodził co wieczór?

Niegdyś, niegdyś z pod Wawelu Młódź rycerska biegła w zbroi, Do jasnego biegła celu, Nadstawiając piersi swojej. Przy zakonie stojąc twardo I przy prawie swem człowieczem, Z męską śmierci szła pogardą. Chrześcijaństwa bronić mieczem; I w orężnej świata dobie, W której wszystko krwią się płaci, Wywalczała chwałę sobie, A ochronę słabszej braci.

I machnąwszy przy tych słowach ręką, w zniechęceniu, młodzieniec, westchnąwszy smutnie, dodał. Zresztą, panie prezesie, mówiąc szczerze całkiem, przekonywam się teraz coraz bardziej, szkoły nie dały mi zgoła żadnej nauki życiowej i praktycznej.

Mama przez chwilę klęczała nieruchoma z ustami przyciśniętemi do szkaplerza. Byłem tuż przy niej. Przyciągnęła mnie ku sobie i szkaplerz i krzyżyk przycisnęła do moich ust. Na szkaplerzu były dwie wilgotne, ciemnobrunatne plamy. Całuj, czcij, naśladuj... szepnęła. To krew twego brata, krew Stasia. To za Polskę, za wiarę... I znów zrobiło się cicho.

Tak samo jak wieczorem, nieruchoma w swoim fotelu, z twarzą wyschłą jak pergamin i z rozwartemi szeroko oczyma bez blasku i życia, babcia Justyna siedziała przy samym ołtarzu, podobniejsza do woskowej figury, niż do żyjącej istoty.

Nogi w czarnych ażurowych pończochach delikatnemi liniami zarysowały się po kolana. Ładna, rzekłem odprowadzając wilgotnym wzrokiem. Ładna; ale co tam, zdechnie ta, to będzie inna. Poszliśmy za dziewczyną. Z towarzyszami moimi nie pożegnałem się nawet. Od nowych wrażeń zaczynałem już trzeźwieć, towarzystwo ich znów stawało mi się wstrętnem. Byłem kontent, że przy kuflach o mnie zapomnieli.

By na tym warsztacie przy łasce Niebios wyrobić kłos ziarna, nie dość pracownika, a jemu nie dość potem oblać czoło: wiele, o wiele innych tam jeszcze potrzeba czynników. O ile też praca jest warunkiem powodzenia w rolnictwie, o tyle znowu trzeba pewnych warunków, przy których jedynie praca skuteczną być może.

Siedział na kamieniu i patrzał na mnie wesoło. Był blady, wychudzony, miał twarz ogorzałą, ale bieliznę tak czystą, a brodę tak starannie wygoloną, jak gdyby znajdował się w swojem mieszkaniu przy Baker-Street. Jakże się cieszę, że to ty! zawołałem, ściskając mu rękę. A czy się nie dziwisz? zagadnął. Przyznaję, że tak. I ja jestem zdziwiony odrzekł.

Słowo Dnia

wstawali

Inni Szukają