United States or Oman ? Vote for the TOP Country of the Week !


Jeśli dłoń moja, co świętość trzyma, Bluźni dotknięciem: zuchwalstwo takowe Odpokutować usta me gotowe Pocałowaniem pobożnem pielgrzyma. Mości pielgrzymie, bluźnisz swojej dłoni, Która nie grzeszy zdrożnym dotykaniem; Jestli ujęcie rąk pocałowaniem, Nikt go ze świętych pielgrzymom nie broni. Nie mająż święci ust, tak jak pielgrzymi? Mają ku modłom lub kornej podzięce.

Jeżlim tyle na jego nie korzystał dworze Jak drudzy, i wróciwszy w domu ziemię orzę, Gdy inni więcéj godni Wojewody względów Doszli potém najwyższych krajowych urzędów, Przynajmniéj tom skorzystał, że mi w moim domu Nikt nigdy nie zarzuci, bym uchybił komu, W uczciwości, w grzeczności; a ja powiem śmiało. Grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą.

Żyd stary i powszechnie znany s poczciwości, Od lat wielu dzierżawił karczmę, a nikt z włości Nikt ze szlachty niezaniosł nań skargi do dworu; O cóż skarżyć? miał trunki dobre do wyboru, Rachował się ostróżnie lecz bez oszukaństwa, Ochoty niezabraniał, nie cierpiał pijaństwa: Zabaw wielki miłośnik; u niego wesele I chrzciny obchodzono; on w każdą niedzielę Kazał do siebie ze wsi przychodzić muzyce, Przy któréj i basetla była i kozice.

Ona patrzyła jeszcze długą chwilę, zdumiona, przerażona powtarzając cichutko: Koteczek? koteczek? Lampka przed Matką Boską dopalała się prawie, a nikt nie myślał o dolaniu oliwy. Cicho było bardzo w sypialnym pokoiku. Obadwa łóżka małżeńskie były próżne, choć już druga wybiła na kuchennym zegarze. Józia, bosa i w koszuli, siedziała skulona na oknie, czekając na powrót męża.

Tuż stara cerkiew, w niej puszczyk i sowy, Obok dzwonnicy zrąb zgniły, A za dzwonnicą chróśniak malinowy, A w tym chróśniaku mogiły. Czy tam bies siedział, czy dusza zaklęta, Że o północnej godzinie Nikt, jak najstarszy człowiek zapamięta, Miejsc tych bez trwogi nie minie.

Na wybladłem licu słuchającego tych nowin młodzieńca zakwitł rumieniec oburzenia. Łotr!.. zgrzytnął cicho, niedosłyszalnie przez zęby. Snać potrafił każdego z osobna podejść, oszukać! Prawdy nie domyślił się nikt, widocznie... Więc teraz ugaszcza wszystkich u siebie... Co za ironia prawdziwa! dokończył w myśli, i wściekłość nagła opanowała go...

Niedostępna ludzkim oczom, że nikt po niej się nie błąka, W swem bezpieczu szmaragdowem rozkwitała w bezmiar łąka, Strumień skrzył się na zieleni nieustannie zmienną łatą, A gwoździki z poza trawy wykrapiały się wiśniato.

Przebolał zatem Krasnostawski wiele, lecz zapanował nad sobą. Nikt nie zbadał dotychczas tajemnicy jego serca, nawet "ona."

Niechże go nazad rozgrzeszony zdejmie! Pozwól. *Julia.* Jak z książki całujesz, pielgrzymie. *Marta.* Panienko, jejmość pani matka prosi. *Romeo.* Któż jest jej matką? *Marta.* Jej matką? Bajbardzo! Nikt inny, jeno pani tego domu; I dobra pani, mądra a cnotliwa. Ja byłam mamką tej, coś z nią pan mówił. Smaczny by kąsek miał, ktoby złowił. *Romeo.* Julia Kapulet! O, dolo zbyt sroga!

Już zwykła przemija pora: Nie widać z dziecięciem sługi. Nie może on przyjść stroną, Musi zaczekać troszeczkę, Bo właśnie teraz pan z żoną Poszli przechadzką nad rzeczkę. Wrócił się, czekał zdaleka, Za gęstym usiadłszy krzakiem; Lecz próżno czeka i czeka, Nikt nie powracał tym szlakiem.

Słowo Dnia

kolwiek

Inni Szukają