United States or Puerto Rico ? Vote for the TOP Country of the Week !


Białawem kwieciem, jak białe motylki. Unoszą się nad topielą; Liść ich zielony, jak jodłowe szpilki, Kiedy je śniegi pobielą. „Za życia cnoty niewinnej obrazy, Jej barwę mają po zgonie; W ukryciu żyją i nie cierpią skazy, Śmiertelne nie tkną ich dłonie. „Doświadczył tego car i ruska zgraja, Gdy, piękne ujrzawszy kwiecie, Ten rwie i szyszak stalowy umaja, Ten wianki na skronie plecie.

Już zwykła przemija pora: Nie widać z dziecięciem sługi. Nie może on przyjść stroną, Musi zaczekać troszeczkę, Bo właśnie teraz pan z żoną Poszli przechadzką nad rzeczkę. Wrócił się, czekał zdaleka, Za gęstym usiadłszy krzakiem; Lecz próżno czeka i czeka, Nikt nie powracał tym szlakiem.

Nie znalazła nic podobnego jednak. Były tam tylko same śmiecie. Pani Melania, dumając w ten sposób, miała oczy wciąż przymknięte, niebawem znużenie wzięło górę nad jej myślami, głowa staruszki pochyliła się na piersi, cichy mrok wieczoru otulił postać marszałkowej. Zdrzemnęła się.

Lecz cóż to za cienie majaczą tam, w górze, nad nimi? To górą, w obłokach, płynie mgłą przesłonięty jakiś hufiec inny, zwycięzki mar i duchów, nie ludzi!.. Grzmi tam muzyka, bębnią, strzelają, proporce się chwieją, chorągwie szumią... tamci, tam, zwyciężają niezawodnie!..

Gdy dziecię płakać przestało, Zawiesza kosz na gałęzi, I znowu ściska swe ciało I główkę nadobną zwęzi. Znowu łuski powleką, Od boków wyskoczą skrzelki Plusła, i tylko nad rzeką Kipiące pękły bąbelki. Tak co wieczora, co ranka, Gdy sługa stanie w zakątku, Wraz wypływa Świtezianka, Żeby dać piersi dzieciątku. Zacóż jednego wieczora Nikt nie przychodzi na smugi?

Potężny, wspaniały zabłysł pierwszy promień słońca i obojętny zajaśniał nad wszystkiem dokoła... Nie zbudził jednak nikogo... Na gazonie tylko, pod górą wyrzuconych z pałacu, leżących na kupie mebli, duży pies podwórzowy otworzył oczy, mlasnął językiem, przeciągnął się i zasnął... Zadumanej ciszy nie przerywało nadal nic zgoła.

Przez wielkie okno wkradało się półświatło usianej gwiazdami nocy letniej, sennej i cichej; mrugające na niebie gwiazdy zaglądały do wnętrza komnaty, położonej na dole i zwróconej ku ogrodowi, a zawisłszy nad łożem, wpatrywały się błyszczące, pytań niedyskretnych pełne, w pobladłe lica bolejącego tu człowieka.

Won bydlę! mówił, chwytając chłopca za kołnierz, „won! pan wrócił!” Kucharz nie dawał znaku życia i tylko z kuchenki dobywał się wązki pasek dymu, który się nad drzewa owocowe wznosił. Janek na lipę przed oknami patrzał, i przypominał sobie, którego to było roku, gdy piorun w nią uderzył. Pan sędzia wtedy do Żytomierza na wybory pojechał.

Ponad zakres śnieżycy, ponad wicher i zamieć Duch mój leci ku tobie w świateł kręgi i smugi. Czyjaś rozpacz się sili w biały posąg okamieć, W biały posąg nad brzegiem ociemniałej jarugi. Odkąd znikłaś w objęciach niedomkniętej w świat bramy Odkąd zbladłaś, schorzała moich wspomnień bezsiłą, Tak się dziwnie nie znamy, tak się strasznie nie znamy, Jakby nigdy i nigdzie nas na świecie nie było.

Wolno i ostrożnie staczała się kolejka dalej, jezioro byłe już tylko znacznie bliżej, u brzegu jego mrugała, iskrząca się dziesiątkami światełek, Lucerna; wagony, brzęcząc, spuszczały się ciągle, zawieszone nad miastem. Roman wzruszył ramionami. Co mi dziś jest! sarn nie wiem! mruknął. W istocie był nie swój od samego rana.

Słowo Dnia

obicia

Inni Szukają