United States or Nepal ? Vote for the TOP Country of the Week !


Takiem to życiem żyje rolnictwo n nas od dawna, by wszakże dalej nie sięgać, szczególnie od lat siedemnastu, od chwili zniesienia pańszczyzny. Ale rozróżniamy wyraźnie: od chwili zniesienia , nie zaś z powodu zniesienia ! Jak nie dla tego słota bije w izbę, że wicher zerwał dach strupieszały; ale dla tego, żeś nowego nie dał!

Miał może lat czterdzieści, był średniego wzrostu, ze dwa cale niższy od pana, ubrany był porządnie, miał dużą, czarną brodę, przyciętą spiczasto, i był bardzo blady. Jakie miał oczy? Nie wiem. Nie zapamiętałeś nic więcej? Nie. Masz swoje pół suwerena; dostaniesz drugie pół, jak mi doniesiesz coś więcej. Dobranoc. Dobranoc panu i dziękuję. John Clayton wyszedł, uradowany.

Od lat piętnastu zaadoptowano milczącą ugodą ten ménage Maken-Helding.

Aktorka miała jasne złociste włosy, zwykle rozpuszczone i wielkie koronkowe rękawy, któremi zamiatała ziemię. Nawet na nim, na Irku robiło to pewien efekt, dlatego przesiadywał tam często, powtarzając z „ paniąjej role. Ależ tak tylko role, a wreszcie... Tu był już dyskretnym. Dobra wiara, którą zaszczycano go od lat kilku, wyrobiła w nim bezczelność, posuniętą do niemożliwych granic.

Malował go czas nie mały, Dwadzieścia lat cztéry były, Nie mógł ci go wymalować, się musiał nad nim zdrzymać. Najświętsza Panienka przemówiła, Łukasza obudziła: „Wstań Łukaszu spracowany, Już twój obraz malowany. Zaprzągajcie konie, woły. Weźcie obraz do Częstochowy. Wieźcie go tam przez ciemny las , Bo tam słońca nigdy nie masz. Wieźcież go tam na góreczkę, Na zieloną muraweczkę.

Miesięcy parę temu dopiero siła okoliczności i ludzi, o których ocierać się począł, żal wykluł mu się w duszy do świata, sącząc z niej niezadowolenie i gorycz. Traf ślepy zrządził pewnego dnia, spotkał rówieśnika swego z lat dawnych. Przy wspomnieniu tem ostatniem, młody mieszkaniec poddasza zmarszczył brwi i zamyślił się jeszcze głębiej, niż przedtem.

Pozostał on sam tylko, w trwodze przed tłuma-mi, które wnet miały zalać ciszę sklepu plądrującą hałaśliwą rzeszą i rozebrać między siebie, rozlicytować całą bogatą jesień, od lat zbieraną w wielkim zacisznym spichlerzu. Gdzie byli subiekci? Gdzie były te urodziwe cheruby, mające bronić ciemnych, sukiennych szańców?

Od pięciu, sześciu lat straciłem go całkiem z oczu. Nikt prawie nie wiedział, co robi i gdzie się obraca. I oto spotkałem go tam... Tyle lat, co za szczególny traf. Ale mówże, co się z tobą dzieje. Od nikogo wiadomości o tobie dostać nie można. Udzieli ci ich nawet szwajcar z przed bramy. Wiesz, nie przychodziło mi na myśl tu się o ciebie dopytywać.

Pobraliśmy się, ciągnął tymczasem Orlęcki i osiadłem na roli, już nie jako pan, ale jako skromny obywatel na kilkudziesięciu włókach ziemi, i naturalnie, z czasem zerwałem przy tem zupełnie dawne światowe stosunki... Gospodarowałem sobie tak cicho lat kilkanaście, stałem się domatorem przekształcałem stopniowo, o ile mogłem, w czcigodnego pana sąsiada... Wreszcie, niestety, jak piorun z nieba, spadło na mnie zdarzenie pewne... Nie wspomożony przez nikogo, sprzedać musiałem dobra, i przybyłem tu za chlebem!..

Trzydzieści lat przeżył w tych ciemnych ścianach kredensu, w którym zapach razowego chleba miesza się z wonią stygnących na półmiskach tłuszczów. W ciemnicy tej przeszedł życie całe, waląc się w nocy na tapczan, jak kłoda, smutny, wiecznie znękany, zniechęcony do życia, a mimo to bałwochwalczo do tych miejsc przywiązany.

Słowo Dnia

obicia

Inni Szukają