United States or Cuba ? Vote for the TOP Country of the Week !


Na lewo, w oddali, zamajaczyły wieżyce Obserwatoryum, przed nim wznosiło się muzeum Luksemburskie. Wpadnę tam i obejrzę, co jest!.. pomyślał, zadowolony nagle na widok gmachu, a ponieważ wejście do pałacu nie było od ogrodu, lecz od strony bulwaru Ś-go Michała, Dzierżymirski skierował się boczną aleją parku ku wyjściu, na prawo.

Nie odrazu jej usłuchał. Oderwał się wreszcie. Wzięli się za ręce i, nie mówiąc do siebie nic, poszli. Szli miedzą. Złotozielony owies ścielił się im do stóp; chabry błękitne, białe rumianki, kąkole krwiste wychylały się ku nim. Nieopodal, na wzgórzu jasnoniebieski łan lnu kołysał się lekko, jakby rzucony na trawę szmat nieba i jeszcze drżący.

Do uszu jego dolatują wołania coraz cichsze, okrzyki!.. Topolski biedz nie przestaje ku znanej sobie altanie, położonej na końcu ogrodu. Prowadząca do niej aleja parku rozbrzmiewa echem gwałtownego jego biegu, szeleści mu nad głową liści pogwarem.

To dobrze, macie za owoce i fatygę! pośpiesznie odparł Dzierżymirski i wręczył przekupniowi dwa franki, w srebrze. Merci, monsieur! akcentując przeciągle ostatnią sylabę u wyrazu: pan, odparł zadowolony Szwajcar, skłonił się, bez uniżoności jednak, i odszedł. Dzierżymirski wstał i skierował się ku innej, odleglejszej, skrytej cieniem drzew, a pustej również ławce.

Ty tu, filutko?.. wykrzyknął radośnie, i ująwszy obie rączki Oli w swe dłonie, obsypywać je zaczął pocałunkami, a następnie pociągnął ku sobie, i nie zwracając zgoła uwagi na kilka mijających ich osób, ucałował w twarz serdecznie. A tak, Romeczku! odparła żywo Ola wybiegłam, bo zobaczyłam przez lornetkę, jak wysiadałeś!

Dyrektor czuł teraz dla przyjaciela swego dziwną zazdrość, której mękę łagodziła tylko wyrafinowana rozkosz i duma, że on tak szczęśliwym być nie mógł. On widział teraz, gdy wspomnienia młodości wionęły mu na duszę, jak na spopielone ognisko, gdy w roznieconym ogniu odżyły dawne marzenia, że życie ich zawiodło, nie dało im nic, nie zbliżyło na krok do wielkich świateł, ku którym płynąć chcieli.

Gołąbki zatrzepotały, zaszczebiotały radośnie: Les voila!... les voila!... Odedrzwi bramowanych czerwienią portyer, ku środkowi salonu w jasność płonącego żyrandola, szła grupa ludzi z trzech istot złożona. Przodem sunęła kobieta lat średnich, sur le retour, drobna, chuda, nadwiędnięta, trzymała się pochyło i ręce miała jakby wsparte na brykli silnie ściśniętego gorsetu.

Zapóźniła się miłość, szukająca łona, A któż taką spóźnioną na rosach pokona? Straszno łodzią w świat popłynąć I z miłości nie zaginąć W tych falach, gdzie się tężą piersi i ramiona! I w północnej ochłodzie dość dla mnie upału! Idę, Łąko, ku tobie brzegiem mego szału Ani zbrojny, ani konny, Z ramion twoich wyjdę wonny I duchem zroszonemu uśmiechnięty ciału!

I Ładyżyński wzruszył ramionami, poczem z wolna skierował się ku pałacowi. Pozostała zaś trójka była już daleko. Topolski podawał kornie ramię marszałkowej, Ola szła obok niego rozmawiali wszyscy żywo i wesoło; niebawem znaleźli się na werandzie i usiedli, zmęczeni nieco przechadzką.

Dojeżdżali do wspaniałego gmachu Związku Kredytowego. Powóz zatrzymał się posłusznie. A ce soir! rzekł Roman, i lekkiem uściśnieniem ręki pożegnawszy żonę, wyskoczył z ekwipażu. Po kamiennych stopniach krużganka skierował się ku olbrzymim kutym drzwiom, które, w powitalnym, niskim ukłonie, otwierał już usłużnie szwajcar miejscowy.

Słowo Dnia

skutku

Inni Szukają