United States or Saint Pierre and Miquelon ? Vote for the TOP Country of the Week !


Ale cóż znowu !.. wykrzyknął słuchający go dotąd w milczeniu wahającem się Dzierżymirski, a zarazem, powstawszy śpiesznie z miejsca, przyjaźnie wyciągnął rękę ku przybyłemu. Witam i przepraszam... Pamiętam te czasy doskonale, tylko pan zmieniłeś się do niepoznania.

Obserwując wciąż ciekawie, spod oka swego gospodarza, chciał przytem już przemówić, lecz pełny bezustannej uprzejmości Orlęcki przerwał mu zanim usta otworzyć zdołał: A może cygarko?.. Przepraszam stokrotnie... Za chwilę! i nie czekając odpowiedzi, znikł za drzwiami przyległego pokoju, Dzierżymirski zaś uśmiechnął się.

Dojrzalszy obecnie, w niejednem jeszcze przekształcony życia szkołą, patrzący z odległości lat kilku zimniej daleko na uczynek swój własny "przywłaszczenia", Dzierżymirski, nie wyzbywszy się dotąd wcale wszczepionych silnie w dzieciństwie zasad uczciwości, nieprzejednanej, prawej, czystej, rozumiał, , pomimo pochłonięcia cudzego złota przez jaskinię gry i dotychczasowej bezkarności zbłądził, i że wina jego zgoła nie była mniejszą.

Łatwiej mu już bowiem było, mając sposobność poznania owego Orlęckiego, potrącić w rozmowie z nim o temat pieniężnej zguby, którego, jako obcy zupełnie, prawdopodobnie tknąć by nawet z nim nie mógł. Ba!.. jeszcze jeden... westchnął Dzierżymirski i skierował się śpiesznym krokiem ku rozbrzmiewającym już wrzawą salonom.

Dzierżymirski trzymał, ściskał właśnie w dłoniach drobną jej rączkę, a choć nie powiedziało mu dziewczę nic zgoła, z uścisku jednak przyjaznego, ciepłego, ze spojrzenia jasnych, niebieskich oczu, w których czytały się w owej chwili wdzięczność bez granic, radość i nadzieja poczuł Roman, okrucieństwem niemiłosiernem byłoby teraz z jego strony cofnięcie obietnicy.

A pan ?.... słodko i uprzejmie zapytał Dzierżymirski. O, naturalnie, będę! pośpieszył z odpowiedzią młodzieniec. No, to my nie! odparł z przyciskiem, całkiem seryo Roman, lodowatym głosem, i uchyliwszy ledwo kapelusza, skinął na tramwaj elektryczny, by stanął. Wsiadamy! rzucił krótko żonie.

Wkoło nich śmiało się w słońcu miasto; wiosna czarodziejka nawet tu, w ciasne ogrodu mury, swój powiew balsamiczny tchnąć potrafiła oddychało się swobodniej, szerzej, świeżość majowa pieściła twarze śpieszących zewsząd tłumów, śmiejących się i wesołych. Stań! rzucił nagle i rozkaz Dzierżymirski, dotykając z lekka laską liberyjnych pleców stangreta.

Czy widzisz, Romanie, ciągnął Ładyżyński tego młodzieńca w monoklu, z takiem znawstwem dyskretnem oglądającego w tej chwili tors hrabiny P ? Widzę i nie znam!.. zadziwił się Dzierżymirski. Co? pas possible!., zadrwił pan Emil. Nie znasz swoich gości? O, panie prezesie, wstyd i hańba!.. No, ale nic, wybawię cię z kłopotu i przedstawię ci go. Ja go znam!.. Jak się nazywa?

Nie, matko! szepce Roman nie, matko! zrozum mnie, nie gań!.. Ja tam, do nich wrócić nie mogę, to przechodzi siły moje!.. Wszak ja jego, kochanka Oli tłumaczy się dalej Dzierżymirski jego, mego wroga, zabić powinienem! A jakże ja to uczynię?

Dzierżymirski zdjął kapelusz z głowy, pod wpływem zaś myśli ostatnich, opiekuńczo i czule objął silnem ramieniem kibić żony. Postępowali krokiem raźnym, idąc pustemi, cichemi uliczkami bezustannie pod górę.

Słowo Dnia

sejmie

Inni Szukają