United States or Malta ? Vote for the TOP Country of the Week !


On za krzesłem Sędziego stojąc niewzruszenie, Ciągnął woźnieńskim głosem swoje oświadczenie, skończył, i s pustego szedł pobojowiska, Kędy zostały trupy, ranni i zwaliska. W ludziach straty nie było; ale wszystkie ławy Miały zwicnione nogi, stół także kulawy.

Jest tam skwar w macierzance i chłód w leśnym dzwońcu, „Spróbujemy we troje zanieistnieć w słońcu.” Poszli za nim do dziwnie ruczajnego lasu, Gdzie czas szumi wśród liści, a liście wśród czasu. Poszli w skwar macierzanki, rozpełzłej samotnie, I zabrnęli w chłód dzwońców i już bezpowrotnie. Troje było ich w lesie: dwa i jedno ciało, Nikt nie wie, co się z nimi stało, lub nie stało.

Więc nie było to urojeniem, marzeniem, mrzonką!.. Rzeczywiście zatem drzemał tu pieniądz w swym majestacie!.. Młody człowiek odskoczył od stołu i wpatrzył się w nagromadzoną kupę grosza. Na twarz jego wystąpił wyraz chciwości i oszpecił , oczy głębokie, duże, przybrały połysk koci i wpiły się uporczywie w banknoty i złoto. Po chwili zbliżył się ponownie do stolika.

W około niego roiło się teraz od eleganckiej, wytwornej publiczności; piękne kobiety, ubrane bogato i gustownie, wymuskani panowie przechadzali z wolna przed olbrzymim i urządzonym z wielkim komfortem hotelem "National", towarzyskie kółka siedziały grupami na bambusowych fotelach bawiono się wesoło; wykwintnych gości pełno było również i wewnątrz hotelu, we wspaniałych salach na dole; przez otwarte na ścieżaj okna dochodziły dźwięki walca tańczono.

Gdy raptem paniczyki młode s cudzych krajów Wtargnęli do nas hordą gorszą od Nogajów, Prześladując w Ojczyźnie Boga, przodków wiarę, Prawa i obyczaje, nawet suknie stare. Żałośnie było widziéć wyżółkłych młokosów, Gadających przez nosy, a często bez nosów, Opatrzonych w broszurki i w różne gazety, Głoszących nowe wiary, prawa, toalety.

Musiałem tymczasowo poprzestać na jej informacyach i zwrócić się po dalsze, w inną stronę ku jaskiniom naszych przedhistorycznych przodków. Ale niełatwo było odnaleźć nieznajomego na podstawie ogólnikowej wskazówki. Barrymore powiedział mi, że nieznajomy ukrywa się w jednej z jaskiń, ale takich jaskiń było mnóstwo na każdym kroku.

Pomimo ciemności, bo księżyc był zasłonięty chmurami, widać było drzewa, a dalej łąkę. Wtem zobaczyłem blade światełko na bagnie. Jest sygnał! zawołałem. Nie, proszę pana, to nic nie znaczy przerwał mi Barrymore. Upewniam pana, że to przypadkowe. Poruszaj świecą, Watson zawołał baronet. Widzisz?

Uświadomiwszy o czem należało starego sługę, wręczył mu Krasnostawski: papiery, księgi i klucze, oraz portfel znaleziony, z nadmienieniem zawartości jego, a przerwawszy szereg utyskiwań i szczerych żalów tyczących się jego stąd odjazdu, wyprawił do Szczęsnej. Sam zaś do kancelaryi powrócił i znużony padł na otomanę... Widocznem było przy tem, w mózgu jego odbywała się jakaś walka...

I ta pogarda, ta żrąca, uśmiechnięta pogarda dla ludzi, dla siebie, dla każdej myśli mojej, dla każdego tchnienia mego. I znów pustka, pogodna bezsłoneczna pustka, która milczeniem swojem zdaje się pytać: po co, po co żyjesz? Po co żyjesz? Ale to było dawniej, dawniej, prawda, dawniej? Ty tego nie czujesz teraz, nigdy? nigdy?

Noc była jasna; po za obrębem oparów widać było Merripit-House. Tylko dwa okna były oświecone. Wtem światło zgasło w kuchni; pozostało tylko w pokoju jadalnym, w którym morderca i jego ofiara siedzieli przy kieliszkach i cygarach. A tymczasem mgła spowijała coraz szerszą przestrzeń, muskała już dom Stapletona.

Słowo Dnia

obicia

Inni Szukają