United States or Marshall Islands ? Vote for the TOP Country of the Week !


Tak; zmarnował życie; czuł to nadto dobrze; zapóźno już teraz, gdy czwarty krzyżyk do ziemi go przygniata, nowe zaczynać. Zresztą, czyż warto? Gdzież pewność, że nie byłby po raz drugi zawiedziony gorzej, niż teraz?

Wszystkie miały zanik bioder i piersi. Ręce obciśnięte w długie duńskie rękawiczki, przytrzymane po za łokciami podwiązkami z wstążek, podnosiły automatycznie do czoła, nagarniając grzywkę, pociągając rzęsy, do brwi uparcie sięgające. Każda z nich miała na wpół wycięty stanik i tuż pod szyją dwie głębokiesolniczki ”, znaczące się ciemnawemi plamami, na żółtem tle skóry.

Krople, spadłe i kurzu pociągnięte błoną, Podskakują na piachu i wzajem się chłoną I, wspólnie olbrzymiejąc, trwają same przez się, je ziemia powoli uszczupli i wessie. Co raz mniej ich przybywa na drogi i łany.

Nie wiedziała, jak pieścić, nie wiedziała, jak nęcić? Jakim śmiechem pośmieszyć, jakim smutkiem posmęcić? Wytrzeszczyła nań oczy szmaragdowe płoszydła I objęła za nogi pokuśnica obrzydła. Całowała uczenie, i łechtliwie i czule Oj da-dana, da-dana! drewnianą, kulę! Parskał śmiechem dziadyga w kark poklękłej ułudy, przysiadał na trawie, jakby tańczył przysiudy.

Tam zaczęły się te czarne sejmy garnków, te wiecowania gadatliwe i puste, te bełkotliwe flaszkowania, bulgoty butli i baniek. pewnej nocy wezbrały pod gontowymi przestworami falangi garnków i flaszek i popłynęły wielkim stłoczonym ludem na miasto.

Skakali jako trzeba i jako nie trzeba, wreszcie doskoczyli do samego nieba! W sąsiedniej studni rdzawi się szczęk wiadra. W ogrodzie cisza. Na kwiatach śpią skwary, Z poza zieleni szarzeje płot stary. Skrzy się ku słońcu sęk w płocie i zadra, O wodę z pluskiem uderzył spód wiadra.

Zwinięta, nakształt węża, z bólu i rozpaczy Nie dajesz znaku życia jeno konasz raczej, znienacka za dłoń mię pociągasz ku sobie. Jakże łzami przemokłą, znużoną po walce Dźwigam z nurtów pościeli w ramiona obłędne! A nóg twych rozemknione pieszczotami palce Jakże drogie mym ustom i jakże niezbędne!

Czekam, jedno z świateł, skupionych na jaskrze, Dotrze do mnie wraz z przerwą obłoków na niebie I w pierś moją uderzy i cały się zaskrzę I łące nagle drogę rozwidnię do siebie. W głąb podwórza świt przenika sennie, Słychać bicie dwóch sprzecznych zegarów. Na śmietniku skrzy się drogocennie Potłuczonych resztka okularów. Kiedy z rynny jaskółka wylata, Mur w ślad za nią zda się rość w obłoki!

Odosobnienie zaś wyraźne rogu izdebki, gdzie stała fotografia, od otaczających i rozrzuconych po pokoju sprzętów, oraz pewna czystość staranna, cechująca to miejsce świadczyły sobą również nadto, że nieobecny właściciel mieszkanka tego dbał wielce o ten zakątek, zdradzając przytem, że i on w biedzie swej miał może jakąś chwilkę jasną, jakieś swoje marzenie!... Tak, niewątpliwie!...

przepadnie wszystko razem, Wszystko zginie a na skale Drzymać będą tylko fale Wieczności obrazem! Błękit duszy. 1 Stycznia 1841 roku.

Słowo Dnia

wstawali

Inni Szukają