United States or Japan ? Vote for the TOP Country of the Week !


Nie ma prawie rzemieślnika któryby kiedy nie narzekał na złe czasy i brak roboty, choć z drugiéj strony wiemy wszyscy że nam brakuje wyrobów krajowych. Dla czegoż więc rzemieślnicy narzekają zamiast robić? Oto dla tego, że mnóstwo najrozmaitszych rzeczy sprowadzamy z zagranicy. A dla czego sprowadzamy z zagranicy? dla tego, że wyroby zagraniczne tańsze i lepsze! Zjawisko to łatwo zrozumieć.

Powoli w salonie zaczynają dostrzegać, co się dzieje w „gołębniku”. Po za wachlarzami, flirtujące pary z uśmiechem pokazują sobie szpiczastą głowę Heldinga pomiędzy jasnemi i ciemnemi fryzurami dziewczyn. Powoli od gołębnika oczy zaczynają się zwracać ku Makenowej. Wygląda ona tak, jak człowiek, który zgubił swój cień. Mruga szybko oczami i połyka ślinę. Wszyscy znajdują trochę śmieszną.

Weszła nowa osoba przystojna i młoda; Jéj zjawienie się nagłe, jéj wzrost i uroda, Jéj ubiór, zwrócił oczy, wszyscy witali, Prócz Tadeusza widać że wszyscy znali.

Korytarz się skończył: u wrót podwórza. Podwórze jest uśmiechnięte, jasne, wesołe. Słońce obryzgało światłem mur sąsiedniego domu i wapno bieli się tam i błyszczy, jakby srebrne. Niebo szafirowe, lśniące. Powietrze ciepłe, świeże, wonne. W powietrzu słychać jakieś szmery z miasta, z pól, z życia. Zatrzymują się wszyscy. On nie może jeszcze iść naprzód. Ksiądz szepce mu do ucha.

Muszę dzieci chować, z żoną żyć, z ludźmi handlować, myśleć, działać. Zabijałem matkę, lecz bez przelewu krwi nikt, nawet Bóg mnie za to nie ukarze: zabiłem Pułkowskiego w sądzie wszyscy mnie za to pochwalą. Kodeks milczy i serca moich bliźnich milczą. Nie jestem więc w więzieniu. A że ten okruch duszy zdrowej, który mi pozostał, nie wyplątał się z kajdan i idzie drogą innych nie jestem szaleńcem.

Mówiąc to ukląkł, nie puszczając jej ręki. Klęczeliśmy wszyscy. W ciszy głuchej głos starego księdza zaczął się rozlegać powolny, doniosły. Towarzyszył mu głos kobiecy. Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech... Słowa płynęły jedne za drugiemi i urwały się. Bądź wola Twoja powtórzył ksiądz. Matka moja pochyliła głowę ku ziemi i milczała przez chwilę, oddychając ciężko.

Z zapadającą nocą zaczęły się opowiadania przy obozowych ogniskach, Słuchaczów nie było, wszyscy bowiem mówili; wszyscy dzielnie się spisali w bitwie, wszyscy mieli dowcip bo wszyscy byli szczęśliwi.

Mnie przy tobie było za dobrze. O! nie łatwo mi było wyjeżdżać. Mnie i ciebie było bardzo żal, i twojej matki, i małej Anki, która codzień przychodziła do cioci Zosi wyście wszyscy byli tacy dobrzy dla mnie. Ale mi was było żal dla siebie samej. A on jest taki biedny, taki sam. Ty masz matkę, Ankę, ciebie tylu ludzi kocha, ja tobie nie byłam potrzebna. Ciebie tak życie, praca twoja pochłaniała.

Przechodnie, wszyscy skwapliwie spieszący w jedną stronę, wymijali się gorączkowo, dzwoniły tramwaje, dorożki turkotały głośno lekko, z cicha przesuwały się liczne, na gumowych kołach, ekwipaże i karety, dążąc również w tymże, co i piesi, kierunku. Niebawem jednak liczba jadących powozów poczęła się zmniejszać stopniowo coraz bardziej, w końcu zaś ustała zupełnie.

Jakubie, sprzedawać! wołali wszyscy, a wołanie to, wciąż powtarzane, rytmizowało się w chórze i przechodziło powoli w melodię refrenu, śpiewaną przez wszystkie gardła. Wtedy mój ojciec dał za wygraną, zeskoczył z wysokiego gzymsu i ruszył z krzykiem ku barykadom sukna.