United States or Gabon ? Vote for the TOP Country of the Week !


Pani Lyons siedziała przy maszynie Remingtona; zerwała się na moje powitanie, lecz ujrzawszy nieznajomego, zmieszała się i spytała, czego sobie życzę. Na pierwszy rzut oka, mrs. Lyons robiła wrażenie osoby niezwykle pięknej: miała oczy i włosy złocisto-brunatne, cerę świeżą, usta ponsowe.

I teraz, gdy zdejmuje z półek kredensowych filiżanki i wyciera je czyściuchną serwetką, krzywi się boleśnie, tłumiąc jęk, który jej się na usta wydobywa. Lekarz mówił, że cierpienie jej pochodzi głównie z braku sił i zalecił buliony, stare wino, surowe mięso... ba! nawet wyjazd do Krynicy... ale lekarzowi łatwo mówić.

Snać, że poskromić nie mógł wnętrznej wrzawy, I w pogodniejsze wystroić się lice; A jednak nie chciał, by sługa z postawy Zgadnął pańskiego serca tajemnice. Znowu komnatę obchodzi do koła; Lecz kiedy okna kratowane mijał, Widna przy blasku miesięcznego koła, Co się przez szyby i kraty przebijał Widna posępność zmarszczonego czoła, Przycięte usta, oczu błyskawica, I surowego zagorzałość lica.

Dolna warga trochę wilgotna i jakby niepewna, zwieszała się ku dołowi, odsłaniając dolny rząd zębów żółtych i od tytoniu sczerniałych. Była to wargaviveura”, który lata całe musiał powoli nasycać namiętność swych podrażnionych zmysłów, zamykając oczy i otwierając usta.

Wrona gdzieniegdzie kracze I puhają puhacze. Bieży wdół do strumyka, Gdzie stary rośnie buk, Do chatki pustelnika: Stuk-stuk, stuk-stuk. „Kto tam?” Spadła zapora, Wychodzi starzec, świeci; Pani, nakształt upiora, Z krzykiem do chatki leci. „Ha! ha!” zsiniałe usta, Oczy przewraca wsłup, Drżąca, zbladła jak chusta; „Ha, mąż! ha, trup!” „Niewiasto! Pan Bóg z tobą!

Luba, i cożeś winna że twych ocząt groty Tak palące, że usta śmieją się tak mile; Zbyt ufałaś méj cnocie, zbyt swéj własnej sile, I nazbyt ognia Stwórca wlał w nasze istoty. Przewalczyliśmy wiele i dni i tygodni, Młodzi, zawsze samotni, zawsze z sobą w parze, I byliśmy oboje długo siebie godni.

Idą ponad trzęskie kępy, Mijają bagna, głębiny, Hnilicy ciemnej ostępy, Kołdyczewa nurty sine, Gdzie puszcza zarosła wkoło, Spodem czarna, zwierzchu płowa, Żwirami nasute czoło Wynosi góra Żarnowa, Tam szli. Starzec kląkł na grobie, Rozwarł usta, okiem błysnął, Podniósł wgórę ręce obie, Trzykroć krzyknął, trzykroć świsnął. „Tukaju, patrz, oto ścieżka!

Klnę cię na żywe oczy Rozaliny, Na jej wysokie czoło, krasne usta, Wysmukłe nóżki i toczone biodra Z przyległościami, abyś się przed nami W właściwej sobie postaci ukazał. *Benwolio.* Gniewać się będzie, jeśli cię usłyszy. *Merkucio.* Co się ma gniewać?

Chwilami wynurzał głowę z tych rachunków, jakby dla zaczerpnięcia tchu, otwierał usta, mlaskał z niesmakiem językiem, który był suchy i gorzki, i rozglądał się bezradnie, jakby czegoś szukając. Wówczas bywało, że zbiegał po cichu z łóżka w kąt pokoju, pod ścianę, na której wisiał zaufany instrument.

Demoniczny jestem”, mawiał, pukając się w wypukłe piersi, okryte wykrochmaloną koszulą, „demoniczny bestya, jak chyba nikt na świecie”. I pakował gałkę od laski w szerokie usta, które oblizywał ciągle, grubym, sinawym językiem.