United States or Australia ? Vote for the TOP Country of the Week !


*Romeo.* Oto masz złoto, truciznę zgubną Dla duszy ludzkiej, która więcej zabójstw Na tym obmierzłym świecie dokonywa, Niż owe marne preparata, których Pod karą śmierci sprzedać ci nie wolno. Nie ty mnie, ja ci sprzedałem truciznę. Bądź zdrów: kup strawy i odziej się w mięso. Kordyale, nie trucizno, pójdź mi służyć U grobu Julii, bo tam cię mam użyć. Cela O. Laurentego.

Jak tragarz, muszę być ci ku pomocy; Ty za to ciężar dźwigać będziesz w nocy; Idź; trza mi zjeść co po takim zmachaniu. *Julia.* Idę raj posiąść. Adieu, złota nianiu. Cela Ojca Laurentego. *O. Laurenty.* Oby ten święty akt był miły niebu, I przyszłość smutkiem nas nie ukarała. I zbytkiem smaku zabija apetyt. Miarkuj więc miłość twoją: zbyt skwapliwy Tak samo spóźnia się, jak zbyt leniwy.

Przyszedłem teraz, bo tylko ciebie chciałem widzieć. Szukałem cię wszędzie. Byłem w Berlinie, w Wiedniu, Szwajcaryi, tu jestem już od miesiąca i dopiero wczoraj wieczorem cię spotkałem. Co się z tobą stało, co się z tobą stało? Jak ty wyglądasz tutaj? ANDRZEJ. Nie, to być nie może, nie może. Za coś ty mnie opuściła? Bez słowa jednego rzuciłaś mnie jak łachman.

Proszę Matki Boskiej O szczęście dla wioski, Dla mojej rodziny I całej krainy. Za morzami, za górami, Błądzę w obcej ziemi, Smutne oczy mocząc łzami W tęsknocie za swemi. Kiedy spojrzę rozżalony Ku rodzinnej stronie, Serce bije jakby dzwony, Płacze w biednem łonie. Oj, ty wiosko, droga wiosko, Na com ja cię rzucił? I świętą Mękę Boską, Gdziem pacierze nucił?

Tak, głos twój pokochałem najpierw. No już teraz nic, nic nie słucham. Ot do czego to prowadzi! Zapomnieliśmy na śmierć o obiedzie. A jestem taka głodna. A jak Zońka jest głodna to jest taka zła, zła... KARSKI. Dziecko, dziecko moje. Tylko kawałek masła od wczoraj został. Najpierw... najpierw sardynki ty lubisz sardynki prawda? ZOFIA. Bo nie zgadniesz. Róże, róże.

Po chwili znów mówił: Tak, ty obszaru, ty głębi uczucia, które wre we mnie, które dla ciebie niejedną już tamę zerwało, nie oceniasz, nie rozumiesz... Dzierżymirski silniej przycisnął do siebie kibić żony, a pochwyciwszy jej ręce, przywarł do nich ustami, i pocałunkami okrywać je począł. Ty... moja... moja! szeptał w kółko namiętnie, coraz czulej... ciszej...

To nie upoważnia! wołała i ty, Raku, jesteś niedołęgą a przecież cię nie zdradzam!... O protestował mąż. Niema... o! upiec na rożnie taką kobietę... nic nie usprawiedliwia!... to potworne!... w dodatku pani Bovary miała dziecko, o takiego Nabuchodonozora!... I tu Żabusia, porzuciwszy ser, chwyciła w objęcia córkę, która głośnym krzykiem zaprotestowała przeciw temu gwałtowi.

Mnie przy tobie było za dobrze. O! nie łatwo mi było wyjeżdżać. Mnie i ciebie było bardzo żal, i twojej matki, i małej Anki, która codzień przychodziła do cioci Zosi wyście wszyscy byli tacy dobrzy dla mnie. Ale mi was było żal dla siebie samej. A on jest taki biedny, taki sam. Ty masz matkę, Ankę, ciebie tylu ludzi kocha, ja tobie nie byłam potrzebna. Ciebie tak życie, praca twoja pochłaniała.

I płaczesz płaczesz szlochami krwawemi, Żeś nie mógł chwili przytulić do siebie, Żeś nie mógł chwilkę zatrzymać na ziemi, Żeś widział niebo lecz nie postał w niebie! Ach! czas jest gorżki ach! czas jest okrutny! I człowiek w czasie żyjąc żyje smutny. Módl się Ty za mnie gdy z rozpaczy zginę Za winę ojców i za własną winę.

Ten kościołek pochylony, Taki sercu miły, I cmentarzyk ów zielony, Gdzie ojców mogiły. Tutaj spojrzeć dookoła się oczy boją; Obcy ludzie, obce sioła I duszy nieswojo. Ni przemówić po naszemu, Ni się uradować, Chyba przyjdzie nieszczęsnemu Do grobu wędrować! Oj, ty ziemio, ziemio droga, Z tobą jakby w niebie! Codzień kornie proszę Boga, Bym zobaczył ciebie!

Słowo Dnia

gromadką

Inni Szukają