United States or Austria ? Vote for the TOP Country of the Week !


Chciałby się wyprostować, odchylić głowę, odetchnąć, krzyknąć, nie może; tak duszno, tak ciężko. Ruszyć się nie może; żaden mięsień woli jego nie usłucha. Jest bezwładny; nawet serce bezwładnieje i wolniej, trudniej się kurczy. Ciężko, duszno tylko ksiądz wciąż mówi. Jak długo to trwa, nie czuje.

Przymyka wiec powieki i leci znów tak samo dalej w przestrzeń, niczego niepomny i nic zgoła w okrąg siebie nie widząc. Trwa tak dość długo... Wreszcie, wypocząwszy w ten sposób po swem wyczerpaniu, nie czując już ani ciężaru zwisłej na jego szyi kobiety, ani zawrotnego czasu jej tchnienia... otwiera oczy...

Mężczyzna!... powinien już skończyć śmieszną awanturę. Stary?... e! cóż znowu. To Makenowa stara Helding jest niemłody, ale jeszcze nie stary. Zestarzał się przy niej. Ileż to lat już trwa ich romans? To nie ma sensu, to powinno się raz skończyć!... I nagle, razem z chichotem dziewczyn, w nudę rautową wpada brutalna chęć tłumu szarpania tej miłości adoptowanej, przyjętej, tolerowanej.

Mężny duch jego uleciał wysoko, Gardząc przedwcześnie swą ziemską powłoką. *Romeo.* Dzień ten fatalny, więcej takich wróży; Gdy się raz zacznie złe, zwykle trwa dłużej. *Benwolio.* Oto szalony Tybalt wraca znowu. *Romeo.* On żyw! zwycięzca! a Merkucio trupem! Precz pobłażliwa teraz łagodności! Płomiennooka furyo, ty mną kieruj! Tybalcie, odbierz nazad swoje podły ; Zwracam ci, co mi dałeś!

Stęsknione moje serce, Lecz w piersi rozmarzonej ohydna żądza trwa. Pogodne moje czoło Lecz w czaszce rozpalonej bezsilna rozpacz łka. To prawda... lecz na cały wieczór męki, to za mało. Dnia 26 grudnia. Od dzisiaj zabrałem się do pracy; biblioteka jest otwarta i myślę przesiadywać tam codziennie pięć do sześciu godzin. Opracowywanie materyałów w domu też pochłonie czasu sporo.

Mogłybyście nie jednej dziewczynie, „Dać to szczęście, bez którego ginie! „Jakaż niemoc tak strasznie was więziDo tej wiśni, co trwa na gałęzi?” Ach, nie po to się czerwienię, Żeby gasić twe pragnienie! Idzie lasem owa zmora, co ma kibić piły, A zębami chłopców nęci i zna czar mogiły. Upatrzyła parobczaka na schyłku doliny: „Ciebie pragnę, śnie jedyny, dyny moje, dyny!

Ten pąk róży, co dobył zaledwo pół skroni, W uścisk liści od spodu tak czujnie ujęty! Ten uśmiech, co się uczy i barwy i woni, Ten czar, co tem czaruje, że nierozwinięty! Na palcach doń się zbliżam, by kroków odgłosy Nie spłoszyły tej ciszy, w której trwa i rośnie, I, oczy przymykając, całuję zazdrośnie Jedwab ciepły od słońca i mokry od rosy.