United States or São Tomé and Príncipe ? Vote for the TOP Country of the Week !


*Tybalt.* Ujmy tej, stryju, pewno nie wytrzymasz: Jeden z Montekich, twych śmiertelnych wrogów, Śmie tu znieważać gościnność twych progów. *Kapulet.* Czy to Romeo? *Tybalt.* Tak, ten-to nikczemnik.

Co za świetną doprawdy miałeś myśl, Romciu, zestawić to obejrzenie Wenecyi z wyżyn na zakończenie! rzekła Ola, i dorzuciła z ożywieniem: Bo ostateczne owe wrażenie nie zużyte dotąd jeszcze, nowe, idealnie zamknie nasz pobyt tutaj...

Wznieść się!.. wznieść ponad drugich, ponad tłumy to stało się życia jego celem!.. Widzieć kornemi te ludzkie masy u stóp swoich marzeniem pomimo samopoznania w głębi duszy, że na to wszystko nie zasługuje się zgoła, pomimo gryzącej go, jak jad, toczącej go, jak robak, samowiedzy, że on moralnie nie godzien może żadnego z tych, którzy go ponad siebie wynoszą!..

A choćbym i żyła, Czyliżby straszny wpływ nocy i śmierci, Którą dokoła będę otoczona, Obok wrażenia, jakie sprawiać musi Samaż miejscowość tego sklepionego Starożytnego lochu, w którym kości Zmarłych mych przodków od lat niepamiętnych Nagromadzone leżą: kędy świeżo Złożony Tybalt gnije pod całunem; I kędy nocą o pewnych godzinach, Duchy, jak mówią, odbywają schadzki; Niestety! czyliżby prawdopodobnie To wszystko, gdybym wcześniej się ocknęła A potem zapach trupi, krzyk podobny Do tego, jaki wydaje ów korzeń Ziela pokrzyku, gdy się go wyrywa; Krzyk wprawiający ludzi w obłąkanie, Czyliżby wszystko to, w razie ocknienia, Nie pomieszało mi zmysłów?

Zerwałem się ubrany jeszcze, aby całować, ująć, pochwycić to ciało, które ku mnie wynurzyło się z bieli. Wpijałem usta do jej ust i piersi... gdy ostatnia zabłąkana smuga fiołkowej woni owinęła mi duszę i dusić poczęła mi oddech: Zamiast Zaleskiej biorę prostytutkę... Żądza zgasła jak zdmuchnięta świeca. Łzy schwyciły mię za gardło, wybuchnąłem płaczem, rykiem ohydnym, niepowstrzymanym.

Ale była też to kobieta nie z towarzystwa, spotkana przez Seweryna w Alejach, w chwili nerwowego rozdrażnienia. Podbiła go od razu dziwnem spojrzeniem bladych błękitnych oczów i twarzyczką Madonny. Gdy, wbrew swemu zwyczajowi, poszedł za nią, i przemówił przyciszonym głosem stanęła, spojrzała mu w oczy i wyciągnęła doń rękę obnażoną, na której błyszczała obrączka.

*Merkucio.* Możeż być dobrym to, co jest gorszem? *Marta.* Jeżeli waćpan nim jesteś, to radabym z nim pomówić sam na sam. *Benwolio.* Zaprosi go na jakiś wieczorynek. *Merkucio.* Pośredniczka to Wenery. Huź, ha! *Romeo.* Cóż to, czyś kota upatrzył? *Merkucio.* Kotlinę, panie, nie kota; i to w starym piecu, nie w polu.

Lecz ona niezapomniała i chce mu to powiedzieć, wszak dzień taki to prawie uroczyste święto... Lecz on wziął już kapelusz i elegancką laseczkę, teraz naciąga rękawiczki, pogwizdując lekko. Żona zbliża się ku niemu, przełykając z trudnością ślinę. Wychodzisz pyta, patrząc mu błagalnie w oczy, jak pies świeżo obity. Naturalnie!...

Księżyc stał jeszcze ciągle wysoko. Transformacje nieba, metamorfozy jego wielokrotnych sklepień w coraz to kunsztowniejsze konfiguracje nie miały końca. Jak srebrne astrolabium otwierało niebo w noc czarodziejską mechanizm wnętrza i ukazywało w nieskończonych ewolucjach złocistą matematykę swych kół i trybów. Na rynku spotkałem ludzi zażywających przechadzki.

Żal ci go dla ojczyzny, dla Boga? To życie tak krótkie, czyste jeszcze i niewinne, mające się spalić w ogniu ofiary, chciałabyś widzieć zbrudzone nędzami życia, złamane zawodami i cierpieniem, kończące się bez chwały i pożytku? A może taki byłby los Stasia. A teraz... A teraz oni mi go zamęczą, zabiją! Bóg ofiar żąda na przebłaganie swego gniewu.