United States or Vatican City ? Vote for the TOP Country of the Week !


Słońce ostatnich kresów nieba dochodziło, Mniéj silnie ale szerzéj niż we dnie świeciło, Całe zaczerwienione, jak zdrowe oblicze Gospodarza, gdy prace skończywszy rolnicze Na spoczynek powraca: już krąg promienisty Spuszcza się na wierzch boru, i już pomrok mglisty Napełniając wierzchołki i gałęzie drzewa, Cały las wiąże w jedno i jakoby zlewa; I bór czernił się nakształt ogromnego gmachu, Słońce nad niém czerwone jak pożar na dachu; Wtém zapadło do głębi; jeszcze przez konary Błysnęło, jako świeca przez okienic szpary, I zgasło.

Lecz oto nagle olbrzymia głowa sfinksa ujrzała snać nowego przybysza. Usta jego, wyniosłe i dumne, rozchylają się szerzej, i miast zwykłego uśmiechu zagadki, sardoniczny, szyderczy, wstrząsa przestrzeniami śmiech. Ha-ha-ha!... Ha-ha-ha!... sfinks śmieje się śmieje szatańsko i zwycięzko jakby wyniośle strasznie!... Głuchy jęk wyrwał się z piersi uśpionego człowieka.

Wkoło nich śmiało się w słońcu miasto; wiosna czarodziejka nawet tu, w ciasne ogrodu mury, swój powiew balsamiczny tchnąć potrafiła oddychało się swobodniej, szerzej, świeżość majowa pieściła twarze śpieszących zewsząd tłumów, śmiejących się i wesołych. Stań! rzucił nagle i rozkaz Dzierżymirski, dotykając z lekka laską liberyjnych pleców stangreta.