United States or Eritrea ? Vote for the TOP Country of the Week !


Wzrok Romana z zachwytem spoczął na twarzy śpiącej kobiety. Równocześnie pociąg, pozostawiwszy morze za sobą, wpadł w jakieś gaje, brzęczące rojem owadów. Jednostajna, monotonna ich muzyka wpadała uporczywie w uszy podróżnego, a on, cały zasłuchany, spojrzeniem swem znowu ogarnął ciemną przestrzeń poza oknem wagonu.

Dzierżymirski bowiem w tej chwili nie bał się rzeczywiście ciemnej, nierozwiązanej jeszcze życia zagadki ufał w siebie!.. W ukryciu swem, niedostrzeżony przez nikogo, stał długo jeszcze... Uspakajał się stopniowo, a z równowagą umysłową, wywalczaną zwykle wolą żelazną codzienny, tajony przed drugimi, smutek, pełny samowiedzy, po raz setny znowu wstępował do duszy jego.

Brnęła tędy owędy szukająca swej drogi, Niby szczątek okrętu, co się wyzbył załogi! Grzała gnaty na słońcu ku swobodzie, ku życiu, Zapląsała radośnie na swem własnem odbiciu! I we żwawych poskokach podyrdała przez fale Oj da-dana, da-dana! w te zaświaty oddale!

Widziałem dwóch skazańców, co na swem uboczu Wysłuchali wyroku pod bagnetów strażą I na tłum zgromadzony patrzyli bez oczu, Jak ślepiec, kiedy zmierzchu wypatruje twarzą. Jeden z nich, licząc jakieś ubiegłe godziny, O widzenie się z ojcem poprosił nieśmiało, A drugi wnet zawołał: „Ja nie mam rodziny!” A miał , lecz mieć nie chciał... Tak mu się zdawało.

Zabił się na miejscu, bo skała wysoka i z tej strony prostopadle spuszcza się w kotlinę; druga jej strona łączy się z płaskowzgórzem. Biegnąc, więzień w przerażeniu swem nie spostrzegł, że stoi nad przepaścią. To bardzo prawdopodobne przyznał Stapleton i westchnął z widoczną ulgą, jak gdyby kamień spadł mu z serca. A cóż pan o tem myśli, panie Holmes? Przypuszczam to samo, co mój przyjaciel.

Zatrzymał się w przemówieniu swem młody człowiek, po chwili zaś dodał; z goryczą: Jednak... myślałem, że pan... prezes, pomimo to, raczy mnie sobie przypomnieć. Cóż robić omyliłem się!.. młodzieniec powstał, gotów do wyjścia.

Wstrząsnął on murami pogrążonej w ciszy izdebki, krając zali serce swem echem smutnem, cichł i gasł, zamierając powoli... Obudził się śpiący. Wylękłym, zamglonym jeszcze wzrokiem szklanym popatrzył zaspany wokoło siebie bezprzytomnie i niebawem przymknął na powrót ociężałe powieki, obróciwszy się równocześnie do ściany.

Niedostępna ludzkim oczom, że nikt po niej się nie błąka, W swem bezpieczu szmaragdowem rozkwitała w bezmiar łąka, Strumień skrzył się na zieleni nieustannie zmienną łatą, A gwoździki z poza trawy wykrapiały się wiśniato.

Strumień na oślep ku słońcu się pali, W liściu, co trafił na krzywy prąd fali, Wirując, płynie szafirowa łątka. Nadbrzeżna trawa, zwisając, potrąca O swe odbicie zsiwiałą kończyną, Do której ślimak, pęczniejąc z gorąca, Przysklepił muszlę swem ciałem i śliną. W przerzutnym pląsie znikliwsza od strzały Płotka się czasem zasrebrzy na mgnienie.

Cały ten zakąt, w którym nędza, występek, rozpusta, często wykwintne nawet cudzołóztwo, odwiedzało w przelocie, całe to schronienie dla smutnych, wydziedziczonych, bezimiennych, czasem jeszcze wilgoć więzienia w swem ubraniu ze sobą wnoszących, koncentrował się głównie w tym pawilonie, w dolnych numerach, gdzie stawali najczęściej ludzie wybladli, wychudli, mówiący cicho, nie domagający się nigdy świeżych prześcieradeł, szuwaksu na buty, lub wody do karafki.