United States or Laos ? Vote for the TOP Country of the Week !


Po chwili zaś, poprawiwszy poprzednio zalotnie tualetę swą i włosy, stanęła znowu w pierwotnej pozycyi u okna, w ciemnym tak samo i tym razem pokoju, z lornetką przy oczach. Zbliżający się tymczasem od strony morza parowiec stawał właśnie już w przystani.

Przymknąwszy z lekka powieki, lecz tak, by mogła widzieć siebie, przegięła swą ładną główkę i kibić nieco w tył, oraz rozchyliła usteczka...

Wszyscy rozeszli się teraz na dobre, pogaszono latarnie, a w oknach stacyi niebawem również znikły światła. Na bagnach chór żabi grał tylko swą pieśń jednostajną gdzieś w dali, w pobliskim lesie słyszeć się dawały jakieś, szmery i senna noc cicha, zasiadłszy, jak królowa, na tronie z tkanego złotem szafiru rozpostarła panowanie nad światem... Cisza zupełna zawładnęła okolicą.

Wreszcie, jeżeli nagła gniewu flaga Doczesną burzę w sercu jego wzbudzi, Jeźli niekiedy, lotem młodych ludzi, Chęć swą nad słuszność, lub nad możność wzmaga, Zostawmy, niech czas i cicha uwaga Rozjaśni myśli, zapały przystudzi Pierzchliwe słowu w niepamięć zagrzebie; Tymczasem drugich nie trwóżmy i siebie." "Wybaczaj księżno!

On systematycznie wypijał rozkosz pocałunku, tak jak swą przeczyszczającą herbatę. Gdy nadchodziła chwila miłosnej schadzki, wyjmował z szafy koszyczek z drobnemi ciasteczkami i butelkę, przygotowywał ocet Bully'ego, szpilki, puder i najspokojniej usiadłszy w saloniku, oczekiwał zjawienia się kobiety.

TRAKTAT O MANEKINACH Dokończenie Któregoś z następnych wieczorów ojciec mój w te słowa ciągnął dalej swą prelekcję: Nie o tych nieporozumieniach ucieleśnionych, nie o tych smutnych parodiach, moje panie, owocach prostackiej i wulgarnej niepowściągliwości chciałem mówić zapowiadając rzecz o manekinach. Miałem na myśli coś innego.

Raźno z miejsca ruszyła i śpiewać znowu poczęła, echo zaś jej piosenki, odbiwszy się o mury charakterystycznych, przygarbionych wiekiem kamienic Starego Miasta pognało za niknącym już w głębi uliczki mężczyzną, ostatnią swą, dwukrotnie powtórzoną, zwrotką: "A kto kocha, ten jest zdrów, A kto kocha ten jest zdrów..."

Słowa te wykrzyczał prawie. Był pijany tem upojeniem, które do mózgu bije i nadmiernem pobudzeniem myśli i ruchów się objawia. Milczałem. Cóż miałem mówić? Mówią, że ja się marnuję, że gubię karyerę swą i sławę. Ja się chcę zmarnować! Ja nie chcę, jak wy bezsilni, kłamać sobie i jakąś umocowaną cegiełką się pysznić. Jestem dumny, że mogę być czemś, a będę niczem, ale nie takim podłym, jak wy.

Ta cudowna panorama od wiaduktu w Auteuil, koło Marsowego pola i Trocadera, koło Luwru, Katedry uspokoiła mię trochę swą kamienną pięknością tym łatwiej, że statek o tej porze dnia i roku był pusty. Już koło domu w Quartier spotkałem Polińskiego, który szedł do mnie, aby mię zabrać na wielkie bulwary.

Nie odwiedzane miesiącami, więdną w opuszczeniu między starymi murami i zdarza się, że zasklepiają się w sobie, zarastają cegłą i, raz na zawsze stracone dla naszej pamięci, powoli tracą też swą egzystencję.