United States or Uruguay ? Vote for the TOP Country of the Week !


Wracał jednak wolniej, nawpół przytomny potrzebując mało do zupełnego upojenia, roztrojony zupełnie nerwowo mając dziwną naturę wtłoczoną w smutne ciało dworskiego służalca, z fantazyą przepełnioną wizyami powieści i artykułów, których nie rozumiał setnej części, z tęsknotą straszną, wrodzoną wołyniakom, z tęsknotą, co serce z piersi wyrywa za czemś, czego określić na razie niepodobna, co szum sosen, zapach poziomek, krzyk spłoszonej gęsi, skrzyp wrót nagle budzi i potem jak druga dusza w ciele pokutuje, rwie, szarpie, nęka o zachodzie słońca i życia...

I wybuchła ciemność ogromną wzburzoną wichurą i szalała przez trzy dni i trzy noce... Nie pójdziesz dziś do szkoły rzekła rano matka jest straszna wichura na dworze. W pokoju unosił się delikatny welon dymu, pachnący żywicą. Piec wył i gwizdał, jak gdyby uwiązana w nim była cała sfora psów czy demonów.

Marciński szybko podstąpił, na okno się wspiął i rękę po za trupa wyciągnął. Okiennice powoli się uchyliły. Szeroka szczerba światła doskonale teraz oblała straszną, zsiniałą twarz samobójczyni. Numerowy w pierwszej chwili oczy przymknął, znalazłszy się tak blizko z trupem w ciasnej niszy okna. Powoli jednak powieki podniósł i ręką policzka zmarłej dotknął. Jak lód wyrzekł.

Świeca w lichtarzu dopala się na dnie, Raz w głębi tłumi ogniska, Znowu się wzmoże, i znowu opadnie, Błyska, zagasa i błyska. Straszno! Nie była straszną ta godzina, Gdy były nieba łaskawszej Ileż mi słodkich chwilek przypomina! Przeczto już znikło nazawsze? Teraz ja szczęścia szukam ot w tej księdze. Księga znudziła, porzucam; Znowu ku lubym przedmiotom myśl pędzę, To marzę, to się ocucam.

Nie przyznawała się jednak głośno, bo to było niepodobnem, ale w każdem jej spojrzeniu, ruchu, słowie przebijała się bezgraniczna miłość i przywiązanie. Helding mimowoli zajął stanowisko męża kochanego i czuł się dobrze w tej roli. Nie zrozumiał jednak, jak w straszną grę grała Makenowa, narzucając tak światu swego kochanka.

Stoją, a potem skoczą z całej mocy, Dyszel przy samej pękł szrubie; Zostać na polu samemu i wnocy, „ To lubię ,” rzekłem, „ to lubię !” Ledwiem dokończył, straszna martwica Wypływa z blizkich wód toni; Białe jej szaty, jak śnieg białe lica, Ognisty wieniec na skroni.

Babiego lata nić wpada tu z wietrzykiem i osiada cicho na bujnej siwej czuprynie zmarłego... W tej samej chwili drzwi od komnatki odmykają się ostrożnie i do pokoju wsuwa się rosły, siwiejący już mężczyzna... To Ładyżyński. I on, przygnany straszną wieścią choroby groźnej, podążył do przyjaciela lat młodych, przybywszy jednak za późno.

I nagle, wywołane przypomnieniem, stanęły mu w myśli jasno te chwile dawne !.. Ukazała mu się żywo w wyobraźni straszna noc moralnego przełomu jego życia, noc udręczeń w izdebce na poddaszu noc walki z uczciwością z jednej strony, a nędzą, ułudą miłości, pragnieniem życia z drugiej!...

Słowo Dnia

gromadką

Inni Szukają