United States or Sri Lanka ? Vote for the TOP Country of the Week !


Wzbił się piekielny tuman piór, skrzydeł i krzyku, w którym Adela, podobna do szalejącej Menady, zakrytej młyńcem swego tyrsu, tańczyła taniec zniszczenia. Razem z ptasią gromadą ojciec mój, trzepiąc rękoma, w przerażeniu próbował wznieść się w powietrze.

Słowem zdaleka karczma chwiejąca się, krzywa, Podobna jest do żyda, gdy się modląc kiwa; Dach jak czapka, jak broda strzecha rostrzęśniona, Ściany dymne i brudne jak czarna opona, A s przodu rzeźba sterczy jak cyces na czole. W środku karczmy jest podział jak w żydowskiéj szkole, Jedna część pełna izbic ciasnych i podłużnych, Służy dla dam wyłącznie i panów podróżnych; W drugiéj ogromna sala.

Czyż podobna, aby osoba tak przyzwoita i poważna miała w swoich żyłach samą krew, co słynny zbrodniarz?... Tak, panie mówiła jakby w odpowiedzi na nasze myśli.

Wtem uroczyście od kościelnej wieży Dzwon na modlitwę głos po rosie szerzy Pobożnie wszyscy padli na kolana; A twarz Haliny, od zorzy oblana, Podobną była do twarzy anioła Ale tęsknocie wytrzymać nie zdoła, Do dziwnych marzeń głos dzwonka skłonił, I słodki smutek kilka łez wyronił.

Rękami chwytam się ławki, mdło mi się robi w duszy i tak smutno i fala jakaś wzbiera mi w piersi, dławi w gardle i ściska. Suchemi oczami patrzę, patrzę ciągle. Jaka ona podobna, coraz podobniejsza, coraz młodsza, tamta... Nagle rozległo się gdzieś nademną przekleństwo furmana; huk zbudził się we mnie, jakby Halle się ocknęły i z krzykiem rzucały ku mnie.

I zdało mi się, że wokół i wszędzie Z głową tak samo, jak moja, upalną, Leżą w tym samym co i ja, obłędzie, Czynne w milczeniu tęsknotą chóralną, Snem jednoczesnym objęte istoty, Ukryte w trawie po czub swój złoty, Olbrzymie, cudne, miłosne, złowieszcze, Co, zgodnie dysząc, w łąkę patrzą chórem I widzą twarz niewiadomo w którem Królestwie istnień, nieznaną im jeszcze, Lecz do ich twarzy podobną z brzemienia Słońca na oczach, pełnych zapatrzenia.

Aby dowidzieć po przez dale puste Jedyną wokół purpurową chustę Dziewczyny, która swych dłoni oplotem Kolana zgodnie wgarnęła pod brodę I, coraz bardziej pod niebios namiotem Samotniejąca w dal i pogodę, Oddawna ruchu i snu nie odmienia, Chłonąc czar drętwy samego patrzenia We wszystko naraz, w nic zasię zosobna, Wpobok, zaledwo do siebie podobna, Wyolbrzymiona wobec próżni świata, Krowa się w świetle różowi łaciata, Co jednym rogiem pół słońca odkrawa, A drugim wadzi o daleką gruszę... Sennych owadów nieprzytomna wrzawa Umacnia pustkę i podsyca głuszę, Wspartą na stogach, powiązanych w drągi.

Dziewczyna powiewała podniesioną w ręku Szarą kitką, podobną do piór strusich pęku, Nią zdała się oganiać główki niemowlęce Od złotego motylów deszczu w drugiéj ręce Coś u niej rogatego, złocistego świeci, Zdaje się że naczynie do karmienia dzieci: Bo je zbliżała dzieciom do ust po kolei, Miało zaś kształt złotego rogu Amaltei.

*Merkucio.* Nie jestże to lepiej, niż jęczeć z miłości? Teraz to co innego; teraz mi jesteś towarzyskim, jesteś Romeem, jesteś tem, czem jesteś; miłość zaś jest podobna do owego gapia, co się szwenda, wywiesiwszy język, szukając dziury, gdzieby mógł palec wścibić. *Romeo.* Stój! Stój! *Merkucio.* Chcesz, aby się mój dowcip zastanowił w samym środku weny?

Ile starej, mądrej męki jest w bejcowanych słojach, żyłach i fladrach naszych starych, zaufanych szaf. Kto rozpozna w nich stare, zheblowane, wypolerowane do niepoznaki rysy, uśmiechy, spojrzenia! Twarz mego ojca, gdy to mówił, rozeszła się zamyśloną lineaturą zmarszczek, stała się podobna do sęków i słojów starej deski, z której zheblowano wszystkie wspomnienia.

Słowo Dnia

powietrzem

Inni Szukają