United States or Greenland ? Vote for the TOP Country of the Week !


Tadeusz długo patrzył na nie, Nieśmiał iść w ogród: tylko wsparł się na parkanie, Oczy podniósł, i s palcem do ust przyciśnionym Kazał sam sobie milczeć, by słowem kwapioném Nie rozerwał myślenia; potém w czoło stukał, Niby do wspomnień dawnych uśpionych w niém pukał, Nakoniec gryząc palce do krwi się zadrasnął, I na cały głos dobrze, dobrze mi tak! wrzasnął.

*Benwolio.* Idę; próżno szukać Takiego, co być nie chce znalezionym. Ogród Kapuletów. *Romeo.* Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany. Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna! Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem! Wnijdź cudne słońce, zgładź zazdrosną lunę, Która zbladła z gniewu, że ty jesteś Od niej piękniejszą; ukarz zaćmieniem Za jej zazdrość; zetrzyj do reszty!

Jakoż zaledwie kogut co odprawia warty Stanie, i nieruchomie dzierżąc dziob zadarty, I głowę grzebieniastą pochyliwszy bokiem, Aby tém łacniéj w niebo mógł celować okiem, Dostrzeże wiszącego jastrzębia śród chmury; Krzyknie: zaraz w ten ogród chowają się kury, Nawet gęsi i pawie, i w nagłym przestrachu Gołębie gdy niemogą schronić się na dachu.

Od tego zdarzenia upłynęło lat siedem. Przez te lata Seweryn miał znów kilka intryg, a przechodząc przez ogród Saski, uśmiechał się na widok małej dziewczynki bawiącej się kamyczkami i kasztanami zbieranemi wśród żwiru. Dziewczynka miała ciemne oczy i kręcone włosy Seweryna a linia jej łydek, ubranych w jedwabne pończoszki, wyginała się w charakterystyczny sposób.

Pod jednem z nich, wychodzącem na ogród siedziała Kazia, trzymająca w poduszce kokardami upstrzone dziecko. Matka patrzyła na tańczących machinalnie, poruszając poduszką, z której długa, lekka spadała sukienka. Nagle zdawało się jej, że ktoś za oknem westchnął. Nieporuszyła się nawet, pogrążona w słodkiej ekstazie na widok tak dobrze bawiących się gości.

Wywołana zatem świeżemi, tak niedawnemi wspomnieniami dzisiejszego popołudnia, myśl Oli biegła nieprzeparcie do stron ojczystych przymrużała oczy, i widziała ogród Gowartowski... wyniosłe oblicze ojca...

*Marta.* Piotrze, naści mój wachlarz i idź przodem. Ogród Kapuletów. *Julia.* Dziewiąta biła, kiedym posłała; Przyrzekła wrócić się za pół godziny. Nie znalazła go może? Nie, to nie to. Słabe ma nogi. Heroldem miłości Powinnaby być myśl, która o dziesięć Razy mknie prędzej, niż promienie słońca, Kiedy z pochyłych wzgórków cień spędzają.

Pan Emil spojrzał na ogród, szukając coś oczyma i w tejże samej chwili zerknął na marszałkowę. Ta ostatnia również wysłała spojrzenie do parku. Złośliwie nieco wykrzywił usta pan Emil i wpatrzył się badawczo w twarz staruszki, lecz ta obojętnie całkiem odwróciła po chwili głowę i kończyła spokojnie robótkę. Zapanowało milczenie.

Ładyżyński, zagłębiał się dalej i dalej w ogród, idąc krokiem pewnym, znikł, pochłonięty cieniami ciemnawej już, drzew wierzchołkami zrosłej ze sobą alei; poszukiwania jego jednak miały spełznąć na niczem. Młodej pary, jak pan Emil żartami nazwał, nie było już w ogrodzie.

Słowo Dnia

powietrzem

Inni Szukają