United States or Ecuador ? Vote for the TOP Country of the Week !


Odtąd samotność stała się jedyną towarzyszką długich godzin, które spędzał błądząc po mieście bez celu, obojętny wszystkiemu, z uśmiechniętą twarzą. Gwar życia, łoskot kół, szum tłumów, obijał się o jego uszy i rodził w nim tylko chwilami wielkie zdziwienie. Im więcej obcym wydawał mu się zgiełk i to życie, tym lepiej czuł, że bliższą mu jest i żywszą przeszłość.

A!... tak!... masz recht!... łajdackie pieniądze... Lecz w nim, w tym brutalnym chłopie, zbudził się cień delikatności. Nie, nie dlatego! odparł szybko lecz ja mam dosyć, schowaj je dla siebie! Ona uśmiechnęła się teraz radośnie. Schowam je dla... ciebie, Wicek! On, oddalając się i malejąc coraz więcej w przestrzeni, powtórzył prawie bezwiednie: Schowaj, Olka!

Jak pijana zwróciła się do stołu, na którym zaczęła ustawiać talerzyk i rozkładać na nim szynkę. Ręce jej drżały, widelca utrzymać nie mogła. Była w tej chwili bardzo szczęśliwa. Łzy jej oczy osłaniały mgłą wilgotną, serce biło w piersi bardzo żywo.

Jestem Marcinowa, Do usług gotowa! Uczciwa niewiasta Ze Starego Miasta. Lubię się wykłócić, Ale wolę nucić: Oj, dana, dana, dana! Warszawo kochana! Mam kramik niewielki, Na nim kartofelki, Świeże zieleninki I różne jarzynki. Dla posłusznych dzieci Jabłuszko się świeci, Oj, dana, dana, dana! Warszawo kochana! Język niech Bóg broni! Lecz serce na dłoni!... Ręka pracowita I tusza obfita.

Słysząc zatem wypowiedziane tak czelne kłamstwo, Roman nie odpowiedział nic, a tylko wpatrzył się badawczo, z uwagą, w twarz siedzącej przed nim kobiety. Od początku już samego dziwiły go jej rozmowa i zachowanie całe, teraz więc, gdy wiedział cel wizyty, bystrym wzrokiem rozumnych oczu wpatrywał się wciąż w rysy przybyłej. Trwało tak minut parę.

Jabym panu powiedział w kim ciągnął dalej Julusiek ale uprzedzam pana, że oni mnie zaraz za drzwi wyrzucą, bo ja prawdę powiem! O! Jewelinka i pan Wentzel, to się mają ku sobie... Purpurą oblała się twarz Ewelinki. Panie Wentzel! zawołała, drżąc cała ze złości proszę Julka wyprowadzić i zamknąć się z nim w dziecinnym pokoju... Pan Wentzel podniósł się, czepiając poręczy fotela.

Obecnie, tknięty przeczuciem jakby, szedł właśnie aleją, prowadzącą do ustronnej altany... Duszą Krasnostawskiego miotał niepokój. Zazdrość szarpała nim bez miłosierdzia, sączyła swój jad zatruty, niepewność męczyła obawa, że sprawdzą się skryte jego podejrzenia, tamowała mu oddech w gardle i zniewalała w bezsilnej wściekłości zaciskać dłonie.

Wojski powstał, zrozumiał towarzyszów wolę, I uderzywszy ręką poważnie po stole, Pociągnął złocistego z zanadrza łańcuszka, Na którym wisiał gruby zegarek jak gruszka. Jutro rzekł, pół do piątéj, przy leśnéj kaplicy Stawią się bracia strzelcy, wiara obławnicy. Rzekł i ruszył od stołu, za nim szedł gajowy; Oni obmyślić mają i urządzić łowy.

Widząc jaskrawe oczy i bezwstydne czoła, Pamiątkami zatruwa rozkosz, co go łudzi; A jeśli wdzięk i cnota czucie w nim obudzi, Nie śmie z przekwitłém sercem iść do stóp anioła. Albo drugimi gardzi, albo siebie wini, Minie ziemiankę, z drogi ustąpi bogini, A na obiedwie patrząc żegna się z nadzieją.

Wstąpże do Julii, żono, nim spać pójdziesz; Przygotuj do ślubu. Bądź zdrów, hrabio. Światła! hej! światła do mego pokoju! Tak już jest późno, żebyśmy nieledwie Mogli powiedzieć: tak rano. Dobranoc. Pokój Julii. *Julia.* Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski, Słowik to, a nie skowronek się zrywa I śpiewem przeszył trwożne ucho twoje.

Słowo Dnia

najgłębszy

Inni Szukają