United States or Taiwan ? Vote for the TOP Country of the Week !


Miasta włoskie z chlubnym wyjątkiem jedynej Florencyi zwykle w czasach głodu wyganiają wszystkich obcych niezamożnych, nie troszcząc się bynajmniej, jaki los ich spotka za rogatkami. Tak samo postąpiło miasto Miluza we Francyi w roku głodu 1847.

Wśród klekotu szprych, wśród dudnienia pudła i budy nie mogłem porozumieć się z nim co do celu drogi. Kiwał na wszystko niedbale i pobłażliwie głową i podśpiewywał sobie, jadąc drogą okrężną przez miasto. Przed jakimś szynkiem stała grupa dorożkarzy, kiwając nań przyjaźnie rękami.

Stare Miasto w słonku świeci, A po falach łódka leci, I omija wiry, piaski, Mknąc do brzegów Kępy Saskiej. Hej, ty Wisło! ty kochana! Od małego tyś mi znana! Kocham ciebie duszą całą Taką wielką i wspaniałą. Ty mnie żywisz i odziewasz, Ty mi pieśni do snu śpiewasz, Płyń swobodnie, płyń daleko, Droga rzeko! nasza rzeko!

A miásto poćiech, któré winná z czásem byłá Rodźicom swym, w ćiężkim ie smutku zostáwiłá. Wzgárdźiłáś mną dźiedźiczko moiá ućieszona, Zdáłác sye oycá twego bárźiéy uszczuplona Oyczyzná, niżlibyś ty przestáć niéy miáłá: To prawdá, żeby była nigdy niezrownáłá Z ránym rozumem twoim, z pięknémi przymioty, Z których sye iuż znáczyły twoie przyszłé cnoty.

Czatyrdah.” Najwyższy w paśmie gór Krymskich na brzegu południowym; daje się widzieć zdaleka, niemal na 200 werst, z różnych strón, w postaci olbrzymiéj chmury sinawego koloru. VI. „Bakczysaraj.” W dolinie otocznéj ze wszech strón górami leży miasto Bakczysaraj, niegdyś stolica Girajow, Hanów Krymskich. VII. „Rozchodzą się z Dżamidów.” Mesdzid lub Dżiami, sąto zwyczajne meczety.

Byłam ja w Petersburgu, nie raz, nie dwa razy! Miłe wspomnienia! wdzięczne przeszłości obrazy! Co za miasto! Nikt s Panów niebył w Petersburku? Chcecie może plan widzieć, mam plan miasta, w biórku. Otoż na me nieszczęście, najął dom w sąsiedztwie Jakiś mały czynownik, siedzący na śledztwie; Trzymał kilkoro chartów; co to za męczarnie! Gdy blisko mieszka mały czynownik i psiarnie.

O szóstej godzinie po południu miasto zakwitało gorączką, domy dostawały wypieków, a ludzie wędrowali ożywieni jakimś wewnętrznym ogniem, naszminkowani i ubarwieni jaskrawo, z oczyma błyszczącymi jakąś odświętną, piękną i złą febrą. Na bocznych uliczkach, w cichych zaułkach, uchodzących już w wieczorną dzielnicę, miasto było puste.

"Przecież me państwa, od Erdwiłła czasu, I piędzią szerzej ziemi nie zaległy! Patrz na te mury z dębowego lasu, I na ten pałac mój z czerwonej cegły; Pójdź przez komnaty pradziadów siedliska, Gdzie szklanne kuple? gdzie kruszcowe łupy? Miasto blach złotych, mokry kamień błyska, Miasto kobierców śniade mchu skorupy! Cóżem chciał wynieść z ognia i kurzawy? Państwa, czy skarby? Nie, nic kromia sławy!

Z tej zwiędłej dali peryferii wynurzało się miasto i rosło ku przodowi, naprzód jeszcze w nie zróżnicowanych kompleksach, w zwartych blokach i masach domów, poprzecinanych głębokimi parowami ulic, by bliżej jeszcze wyodrębnić się w pojedyncze kamienice, sztychowane z ostrą wyrazistością widoków oglądanych przez lunetę.

Tentent jezdnego słychać na dziedzińcu, Zdyszały giermek dopada komnaty, Przynosi wieści od litewskiej czaty, Która po lidzkim biegając gościńcu, Teraz od Niemców dostała języka: Ze wódz krzyżacki jazdę z lasu ruszył, A za nią knechtów i obóz pomyka; I że przed świtem, jak czatownik tuszył, 1 jak niemieckie wyznawały brańce Chce miasto ubiedz i szturmować szańce.

Słowo Dnia

gromadką

Inni Szukają