United States or Canada ? Vote for the TOP Country of the Week !


Nie mam przeciwko wam nic zgoła, mój przyjacielu odparł Holmes a właściwie mam dla was pół suwerena, jeżeli potraficie odpowiedzieć jasno i dokładnie na moje pytania. Dzisiaj widocznie dobry dzień szepnął dorożkarz. Czem panu mogę służyć? Przedewszystkiem podaj mi swój adres, na wszelki wypadek. John Clayton, Turpey-Street Nr. 3. Stoję z dorożką, na Shipley-Yard, w pobliżu dworca Waterloo.

Sad oszalał i stał się nieznany nikomu, Gdy ona, jeszcze mdlejąc, wróciła do domu. Miała w oczach ich zamęt, w piersi ich oddechy, I płonęła na twarzy od cudzej uciechy! „Jakiż wicher warkocze w świat ci rozwieruszył?” „Ach, to strzelec postrzelec w polu mnie ogłuszył!” „Co za dreszcz twojem ciałem tak żarliwie miota?” „Śniła mi się w śródlesiu burza i pieszczota!”

Pragnę za męża mężczyzny drogiego sercu, a tu ty myślisz mi przeszkodzić?... W ciszy pokoju, w uśpieniu letniej nocy, rozległo się bolesne, stłumione łkanie starzec płakał... Dawno niezmoczone łzą sędziwe męskie powieki, zaszkliły się rosą stroskanego ojca uniósł ból począł rozsadzać piersi.

Pamiętałem jednak skałę, na której ukazała mi się postać w blasku księżyca. Od niej miałem zacząć poszukiwania. Obiecywałem sobie, że znajdę nieznajomego i że musi mi wyznać, dlaczego tu przebywa. Łatwiej mu było umknąć na Regent-Street, niż na tej otwartej równinie. Wyśliznął się pomiędzy palcami wielkiego Holmesa. Jakiż byłby dla mnie tryumf, gdybym go zdołał schwytać!

Poniżam dumę ciała i uczuć przepychy, A ty mi odpowiadasz, żem marny i lichy, Podobny do tysiąca obrzydłych ci ludzi. I wymykasz się naga. W przyległym pokoju We własnem się po chwili zaprzepaszczasz łkaniu, I wiem, że na skleconem bezładnie posłaniu Leżysz, jak topielica na twardem dnie zdroju. Biegnę tam. Łkania milkną. Cisza, niby w grobie.

Czyjaż to stopa śmie nocą tu zmierzać I ten żałobny mój przerywać obrzęd? Z pochodnią nawet! Odstąpmy na chwilę. *Romeo.* Podaj mi oskard i drąg. Weź to pismo; Oddasz je memu ojcu jak najraniej. Daj no pochodnię. Co bądź tu usłyszysz, Albo zobaczysz, pamiętaj, jeżeli Miłe ci życie, pozostać z daleka I nie przerywać biegu mej czynności.

Wieczny, wieczny wyzysk. Dnia 4 stycznia. Nie, nie idzie mi praca. Wszystkie usiłowania, aby zmusić się i przezwyciężyć, spełzają nadaremnie. Robota nie posuwa się, i tylko ból głowy, gorący, szalony, wzmaga się i przenika wszędzie, szarpiąc i gniotąc niby rozpaloną ręką. Zmarnowałem cały dzień na przechadzkę.

Jestto bowiem ciągłe podrażnienie nie zaspokojone, ciągły śpiew na wysoką nutę, który nuży gardło. Może nadejść taka przelotna chwila, gdy ona poczuje, że śpiewak jest zmęczony i trzeba go zluzować: to może być podwaliną zwycięztwa. Jestem raczej brzydki, niż piękny, ale nie mam w sobie nic odrażającego i siły mi nie brak. Jestem wymowny i mam pewną aureolę talentu, która może mi pomódz.

Ból się skrzętny w twych wargach trzepocze, myśl zbawcza w tym bólu urasta: „Wiem, co zrobię! Obetnę warkocze „I na sprzedaż poniosę do miasta! „Głód je codzień przepala zarzewiem, „Codzień wiotsze i wartość już tracą. „Tak mi smutno i straszno, bo nie wiem, „Ile ludzie za warkocz zapłacą?”

Przecież ja widzę, że ty nie jesteś szczęśliwy. Czemu czemu? Chciałeś mię mieć jestem twoją, na zawsze twoją. Chciałeś mię mieć tylko dla siebie, zdala od wszystkich, od niego przyjechaliśmy tutaj. Cóż ja jeszcze zrobić mam dla ciebie? Nie uwierzyłbym Bogu, gdyby mi stanął tu w płomiennym krzaku, ale tobie wierzę. ZOFIA. Ach, nie mów tego. Tak chciałabym, abyś ty choć trochę wierzył.

Słowo Dnia

gromadką

Inni Szukają