United States or Mexico ? Vote for the TOP Country of the Week !


Tej nocy niebo w dreszczach od gwiazd mrugawicy Kołysało swój bezmiar w sąsiednie bezmiary, To w próżnię swe radosne unosząc pożary, To zbliżając je znowu ku mojej źrenicy. Patrzę, niby przez nagły w mej ślepocie wyłom, A światy roziskrzone zaledwo na mgnienie Odsłaniają mym oczom, jak nieba mogiłom, Dalekie, zatajone w srebrze ukwiecenie.

Położywszy się już obracałem się ku niej, aby zasnąć mając śliczną twarz przed oczami, gdy wtem na głos prawie wybiegła mi na usta myśl, której na pozór w duszy mej nie było i nie wiem, zkąd się wzięła: Das Laster ist doch schön... W pełnem słońcu.

Luba, i cożeś winna że twych ocząt groty Tak palące, że usta śmieją się tak mile; Zbyt ufałaś méj cnocie, zbyt swéj własnej sile, I nazbyt ognia Stwórca wlał w nasze istoty. Przewalczyliśmy wiele i dni i tygodni, Młodzi, zawsze samotni, zawsze z sobą w parze, I byliśmy oboje długo siebie godni.

Wszystkiemi szczelinami wchodzi do wnętrza mej istoty, rozlewa się w krwi i kościach, sączy się do serca, a dzwoni i huczy, jak muszla pusta, gdy do ucha przyłożyć.

Jest doktor Mortimer, ale ten wydaje mi się zupełnie uczciwym; jest jego żona, o której nic nie wiemy. Dalej jest pan Frankland z Lafter-Hall i jeszcze paru sąsiadów. Tym wszystkim sąsiadom musisz przyglądać się bacznie, aby poznać dokładnie ich charakter, ich cele, upodobania i t. d. Uczynię, co tylko w mej mocy. Wszak masz broń przy sobie? Tak, na wszelki przypadek wziąłem rewolwer.

Ta któréj złoto daję, prosi o piosenki; Ta któréj serce daję, żądała méj ręki; Ta którą opiéwałem, pyta, czym bogaty. Danaidy! rzucałem w bezdeń waszéj chęci Dary, pieśni, i we łzach roztopioną duszę; Dziś z hojnego jam skąpy, s czułego szyderca. A choć mię dotąd jeszcze nadobna twarz nęci, Choć jeszcze was opiéwać i obdarzać muszę, Lecz dawniej wszystko dałbym, dziś wszystko prócz serca.

Czyjaż to stopa śmie nocą tu zmierzać I ten żałobny mój przerywać obrzęd? Z pochodnią nawet! Odstąpmy na chwilę. *Romeo.* Podaj mi oskard i drąg. Weź to pismo; Oddasz je memu ojcu jak najraniej. Daj no pochodnię. Co bądź tu usłyszysz, Albo zobaczysz, pamiętaj, jeżeli Miłe ci życie, pozostać z daleka I nie przerywać biegu mej czynności.

Wiele lat przeszło od tej chwili. Życie zgięło mnie ku ziemi i zahartowało serce. Szron jesieni padł na kwiaty mej młodości i na wspomnienia lat dziecinnych, warząc jedne, zmiatając inne bez śladu. Widziałem cierpienie i ludzi, co z cierpienia umierali, patrzałem na konwulsye konających, słyszałem jęki rannych.

O, wyznaj wszystko do końca, uczyń tęsknocie mej zadość, Zadrżyj z miłości pośmiertnej, jeślić dostępne jej czary! Czemuż tak wątpisz o zmarłej? Wszak już do cudów nawykam, Miłości jestem posłuszna i szczęściu się nie opieram! I czuję twoją pieszczotę i coraz bardziej zanikam, I czuję twe pocałunki i coraz bardziej umieram.

Nie mogłem odmówić sobie posiadania kobiety, którą ukochałem, bo w żyłach mych płonęła, jak lawa twych, matko, ojczystych wulkanów, krew dzieci południa, bo natura ich gwałtowna, przewrotna, bez niezłomnych uczciwości zasad, zakorzeniła się w mej istocie... Podeptałem wszystko... wszystko...

Słowo Dnia

obrzędzie

Inni Szukają