United States or Marshall Islands ? Vote for the TOP Country of the Week !


Ale nikt nie miał odwagi wyjść na jego spotkanie. Czekaliśmy. Drzwi wreszcie otwarły się. Na progu stał ksiądz Osmólski, do trupa podobny, słaniający się. Prałat stanął za nim, podtrzymując go. Mama zerwała się naraz i klęcząc, głowę zwróciła ku wchodzącym. Z ust, spieczonych gorączką, wydarło się jedno słowo: Już?! Ksiądz Osmólski podszedł do niej, trzęsąc się.

Teraz jednak podbiegłem do niej i przytuliłem głowę, obejmując serdecznie rękami, tak jak to czyniłem z mamą. Co pannie Felicyi jest? zawołałem. Czego panna Felicya płacze? Ona mnie z niezwykłą u niej czułością przycisnęła do serca. Czemu? odpowiedziała przez łzy; czemu? Ach, bodajbyś zbyt prędko nie dowiedział się o tem biedny, biedny mój chłopcze! Znowu więc miałem być biedny! Dlaczego?

Nie dziwili mnie już nieznajomi, przychodzący do nas ukradkiem o różnych porach dnia i nocy i znikający gdzieś po cichu tylnem wejściem, po tajemniczej naradzie z mamą i panną Felicyą, za zamkniętemi drzwiami salonu lub sypialni.

Panna Felicya nie robiła mi uwag, że się źle trzymam i nie poprawiała moich francuskich frazesów kiedy mamy nie było, stała w oknie wyglądając jej i wzdychając kiedy mama wracała, nie odchodziła od niej ani na chwilę. Mama przez te dwa tygodnie zmieniła się nie do poznania.

Za chwilę wyszła w perkalowym szlafroku, który się jej roztwierał na brzuchu i piersiach. Na perukę zarzuciła wełnianę chustkę. Przez uchylone drzwi weszła kilkunastoletnia dziewczyna, chuda i czarna, w opiętej bardzo sukience. Włosy miała ściągnięte po chińsku i przepasane żółtą tasiemką. Podeszła do matki. Gdzie mama idziesz? Do numerów.

I posłyszeliśmy , mówiącą słowa Pisma: „Jam jest zmartwychwstanie i żywot, a kto we mnie wierzy, nie umrze na wieki.” Słyszysz rzekł prałat. Syn twój żyje! Zmarł jak światy żyć będzie na wieki! Mama milczała przez chwilę, trzymając twarz w dłoniach. Wreszcie podniosła głowę i zdziwiłem się, widząc tak spokojną. Wierzę w to rzekła cicho wierzę sercem calem i dziękuję Bogu.

Ogień płonie po chatkach, Dzieci siedzą przy matkach, A ja patrzę przez okno I w łzach oczy mi mokną. Uczyćbym się tak chciała! Cały dzieńbym czytała! Ale śliczne książeczki Nie dla biednej dzieweczki! Och, szczęśliwaś ty, dziatwo, Gdy ci uczyć się łatwo, Gdy literki twa mama Pokazuje ci sama.

Przypomniałem sobie w tej chwili kolorowe kokardy i wstążki, któremi kilkakrotnie panna Felicya ubierała mojej matce jej czarne ubranie. Poznawałem po tem zawsze, że mama jedzie na audyencyę do generała gubernatora. Oczywiście musiała tam jechać teraz księżna. Przez kilka minut z salonu i sypialni słychać było gwar urywanej rozmowy i posuwanych sprzętów.

Ksiądz skinął głową i ręką po oczach przesunął. Znam go przecie, szepnął miększym, niż zwykle głosem. Uczniem był moim do chwili... uczniem ukochanym. Mama poruszyła się nerwowo. Nie znasz go ksiądz przynajmniej nie tak, jak ja. Nikt nie zna tak dziecka, jak matka... Czyś przeczuwał nad nim połowę nocy jego dzieciństwa?

Skończyła wreszcie, wiążąc wstążki od kapelusza w kokardę u szyi. No, teraz będzie się trzymać rzekła, odstępując. Mama koniec wstążki podniosła zwolna do oczu, a potem skręciła w ręku nerwowym ruchem.

Słowo Dnia

najgłębszy

Inni Szukają