United States or Nigeria ? Vote for the TOP Country of the Week !


Powoli zdjęła woalkę, wciąż paląc spojrzeniem pięknych, dużych źrenic i westchnęła cicho... Krasnostawski instynktownie przysunął się do dziewczęcia bliżej.

A tak, serce, jutro odpust u mnie, roboty huk!.. Każ zaprzęgać, jeśli łaska, a ja tymczasem w ogrodzie poczekam i modlitwy swe przedwieczorne odmówię. W tej chwili służę księdzu dobrodziejowi... rzucił w półukłonie Krasnostawski i znikł za drzwiami. Ksiądz zajrzał jeszcze do chorego; pozostawiony na opiece staruszki-klucznicy, z pogodą na obliczu swem dziwną leżał on spokojnie.

W oddali rysowały się już cienie folwarku Tomaszówki, tak zwanej ukraińskiej fermy, złożonej tylko z toku, to jest: stodół, spichlerza, paru jeszcze zabudowań gospodarskich, i jego własnego, niskiego, mieszkalnego domku królujących w cieniu kilkunastu drzew wśród pól i łanów szerokich. Krasnostawski zdjął czapkę i przetarł chustką czoło.

Nie może być! wykrzyknął Krasnostawski, szczerze zdziwiony. No, cóż! szarada dobra... co? rzucił wesoło Ładyżyński. Niezła uśmiechnął się z kolei młodzieniec bo dotąd przynajmniej nic a nic jej nie rozumiem. Cierpliwości! Zaraz pan pojmiesz wszystko uspakajać zaczął pan Emil swego słuchacza.

I analizując fakt ten, po raz nie wiadomo już który, Krasnostawski ziewnął przeciągle i roztworzył oczy, przymknięte dotąd, usiłował bowiem zdrzemnąć się w powozie. Patrzał teraz wokoło nieco bezmyślnie, dość szybko względnie wśród ciemności jadąc swym powozikiem.

Chcąc nie chcąc, musiał Krasnostawski stłumić na razie ciekawość, i schowawszy tajemniczy pugilares do kieszeni, począł energicznie wydawać rozkazy. Wozów było kilkanaście. W pół godziny, plac przed zgliszczami pałacu opustoszał; wozy, jeden za drugim, skierowały się powoli ku tokowi.

Zdaje się, że to jaśnie pan plenipotent pomyka odparł z przekąsem Topolski, z zaakcentowaną rozmyślnie obojętnością w głosie. Tymczasem kasztanek złotawy, parskając cicho, przemknął tuż koło nich i ruchem uprzejmym, aczkolwiek chłodnym nieco, i nie zatrzymując się wcale, skłonił się Krasnostawski stojącej parze.

Niedosłyszalnym, urywanym szeptem młody człowiek posłyszał jeszcze: Dziękuję... tyś dobry!.. Mówić już... więcej... nie... mogę... Poruszony słowami chorego starca, zdenerwowany, wzruszony odstąpił od łóżka Krasnostawski i przygnębiony, usiadł w fotelu. Minęło z dziesięć minut.

Ha-ha-ha!.. ha-ha-ha!.. ha-ha-ha!.. wstrząsa ścianami pokoju oto śmiech jej straszny!.. Rzężenie konającego odpowiada mu echem coraz przeraźliwiej, głośniej... Ponuro jęczy on, skarży się, miota !.. Boże!.. Boże!.. Co... to? Co... to? krzyknął Krasnostawski, schwycił się za głowę, zadygotał raz jeszcze i porwawszy ze stołu dzwonek wybiegł.

Ba ! żeby to tylko zawsze tak było, jak dziś.... Jak to? więc obawa jest jeszcze? zaniepokojonym znów głosem zapytał Krasnostawski.

Słowo Dnia

powietrzem

Inni Szukają