United States or Saint Martin ? Vote for the TOP Country of the Week !


Była więc cielęcina z czerwoną kapustą, kotlety z sosem pikantnym, kawa, babka i tort z cyfrą nowonarodzonej. Kazia, blada, lecz zdrowa, kręciła się pomiędzy gośćmi, wesoła, uśmiechnięta, pełna macierzyńskiego wdzięku. Wicek, trochę chmurny, dolewał gościom wina, rozsypywał po kolanach kobiet bakalie z jakąś dziwną rozrzutnością, jakby chcąc cały ten częstunek jaknajprędzej załatwić.

Stolarzem bo był i to już czeladnikiem, a wiadomo, stolarka to praca na Bożem powietrzu i najczęściej pod gołem niebem, więc soków z krwi nie wyciąga i płucom rozróść się pozwala... Dziś Wicek szedł w zaloty do córki Jana Burby, także stolarza, który za panną Kazią daje trzysta papierków a po śmierci warsztat cały na zięcia przeleje.

Nareszcie Kazia podniosła się z łóżka i do sił wracać poczęła, dziecko chowało się zdrowo, Wicek odetchnął i roboty się chwycił. Czas bo był niemały. Wszystkie zasoby wyczerpały się i poszły na lekarstwa i doktorów. Dziecko chrztu się domagało. Znajomi o sute chrzciny się domawiali, stary Burba pragnął ludzi fetą zadziwić i zły stan swoich interesów w ten sposób ozłocić.

Panna Felicya podbiegła ku niemu przestraszona. Co się stało? zawołała. Kazia nie wróciła? powtórzył. Nie, jeszcze jej nie ma. Ale na miłość Boga, coś jest, pan coś wie? Mówże pan prędzej! Przedpokój był wielki i ciemny, tylko mała lampka migotała w kącie. Przytuliłem się do ściany cichutko, nasłuchując i zapierając oddech w piersiach, żeby się nie zdradzić, że tu jestem i słyszę.